Dlaczego
mu jej brakowało? Przecież zobaczyli się na początku lipca, zaraz przed jej
wyjazdem. A on całą resztę lata przesiedział jak na szpikach, marząc o
pierwszym września. Chciał ją zobaczyć, choć nie wiedział, dlaczego. Przecież
nic między nimi nie było. Zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nie zależy mu, aby
być w przedziale z Jamesem, Syriuszem, ani tym bardziej Peterem. Nie zależy mu
na stanowisku Prefekta Naczelnego, który to stołek pieścił w tym roku. Nie
zależy mu nawet na dobrych wynikach z OWTMów. Zależy mu tylko, żeby znów usiąść
naprzeciwko niej przy stole gryfonów i porozmawiać, o czymkolwiek. W te wakacje,
zresztą jak w każde inne, nie wysłał do niej żadnego listu, chociaż tym razem wielokrotnie
pochylał się nad pergaminem, próbując ułożyć parę zdań, które nie brzmiałyby
ani zobowiązująco, ani dwuznacznie. Wszystko wydawało mu się jednak nie na
miejscu. Czemu też miał taki problem?! Denerwowało go to, bo przecież nigdy nie
byli dla siebie nikim więcej niż przyjaciółmi. Nawet, jakby mu na niej
zależało, wiedział, że i tak im nie wyjdzie. On nie jest materiałem na
partnera.
-Remus!
Zejdź już na dół, bo spóźnisz się na pociąg! – usłyszał głos ojca.
Ostatni
raz przyjrzał się zdjęciu zrobionym prawie dwa lata temu zaraz po ich sumach.
Peter stał za aparatem, lecz poza nim był na nim cały ich rocznik z
Gryffindoru. Znalazł ją, uśmiechającą się ciepło i machającą mu obok Lily i
Dorcas. Annabel miała wtedy bardzo bladą cerę, na tle której jej jasne błękitne
oczy lśniły bardziej niż zazwyczaj. Nigdy nie zapytał, dlaczego była wtedy taka
blada. Zresztą w piątej klasie była również bardziej małomówna niż zwykle. Jej
włosy o kolorze ciemnego, niemalże czarnego, brązu były zdecydowanie krótsze
niż teraz. Zdecydowanie była też osobą, która swoje życie przeżywa wewnątrz
samej siebie. Nie lubiła rozpowiadać o swoich problemach ani marzeniach, nie
lubiła mówić o tym co czuje, szczególnie, jeśli nie ufała w stu procentach
rozmówcy. Remus lubił z nią rozmawiać, zazwyczaj jednak były to rozmowy ściśle
naukowo-intelektualne. Zawsze trzymała się z boku, pozwalając swoim
przyjaciółkom grać pierwsze skrzypce, sama zaś będąc cichą opozycją dla towarzyskiej
Dorcas i zaufaną powierniczką dla Lily. Kimś, kto zawsze stoi z boku i tak
naprawdę nikt nie wie, jaki jest. Wiadomo było za to, że jest najinteligentniejszą
dziewczyną w Hogwarcie, choć na lekcjach jej ręka nigdy nie wystrzeliwała w
górę, jak ręce jego i Lily, chcących się nawzajem prześcignąć w liczbie
zdobywanych punktów.
-REMUS!
– po raz kolejny dobiegł go głos taty. Zrezygnowany chłopak odłożył zdjęcie na
szafkę nocną, po czym wziął swój kufer i zbiegł po schodach.
To
jest to. Pierwszy września, nareszcie.
***
Dziewczyna
założyła kosmyk ciemnych włosów za ucho, wysiadając z samochodu. Jej brat Allan
zdążył już wyjąć z bagażnika jej kufer, po czym, jak rasowy gentleman, uznał, że
teraz Annabel sama go sobie pociągnie.
-Uwielbiam
ten peron – powiedział, gdy przechodził razem z nią przez barierkę między
peronami 9 a 10. Sam był mugolem, ale lubił przebywać na peronie 9 i 3/4, tak jak
i na ulicy Pokątnej. Fascynowała go ta magia, która w takich miejscach była
niemalże namacalna.
-No
to ja już pójdę. Nie mogę się spóźnić pierwszego dnia mojej kadencji –
powiedziała, mając na myśli to, że w tym roku rozpoczyna piastować urząd
prefekt naczelnej. Ciekawa była tylko, kto razem z nią załapał się na to
stanowisko.
-W
takim razie leć, owocnej nauki – chłopak przytulił ją mocno, a ta mogła wyczuć
każde jego żebro.
-Opiekuj
się mamą, okej? – powiedziała zmartwiona. – I zdaj maturę.
-Jasne
– uśmiechnął się. – No to do świąt.
-Do
świąt – mruknęła, po czym odwróciła się i weszła do pociągu. Niemalże od razu
natrafiła na Lily Evans, jedną z jej przyjaciółek, czekającą w pustym
przedziale na nią i Dorcas. Lily była prześliczną rudą dziewczyną o zielonych
oczach w kształcie migdałów. Nie dziwne, że większość płci przeciwnej w
Hogwarcie się za nią oglądało. Niewielu jednak miało odwagę zagadać, gdyż już
od pierwszej klasy przylepił się do niej szkolny bożyszcze, James Potter.
Większość chłopaków po prostu chciała uniknąć starcia z Potter’em, choć Lily
darzyła go niewysłowionym brakiem sympatii.
-Annabel!
– ucieszyła się, od razu przytulając przyjaciółkę. – Jak dobrze cię widzieć!
Ależ wyładniałaś no i… o rany! Czy to odznaka prefekt naczelnej?
-Tak
– odparła dziewczyna, dumnie wypinając pierś.
-Należało
ci się – stwierdziła z cała pewnością rudowłosa. – Drugą ma Remus.
-Serio?
– ucieszyła się. – Super, bałam się, że dostanie ją Hank Rodes ze Slytherinu.
Nie potrafiłabym z nim współpracować. Choć w
sumie nie wiem, czy go nie wywalili z prefektury.
-Daj
spokój, wiadome było, że będziemy mieli w tym roku gryfońską parę prefektów
naczelnych. Pasujecie do siebie. No, nie tylko po względem piastowania urzędu
prefektów, ale…
-Ale…?
– Annabel uniosła cienkie, ciemne brwi, by zasygnalizować przyjaciółce, ze
powinna dokończyć.
-Ale
ostatnio tak z Dorcas myślałyśmy, że byłaby z was świetna para – powiedziała
zadziwiająco szybko Lily, na co Ann tylko przewróciła oczami.
-Daj
spokój Lil, ja i Remus? Niedorzeczne.
Nie
chciała się przyznać, że na piątym roku Remus przez długi czas jej się podobał,
lecz wiedziała, że nie jest typem dziewczyny, którą chciałby tak popularny
chłopak jak on.
-Dobra,
ja zostawiam bagaże i lecę do przedziału prefektów na spotkanie organizacyjne.
Porozstawiam wszystkich po kątach i wracam – uśmiechnęła się Annabel, po czym
wyszła z przedziału.
Szła
przez zaludniony pociąg, omijając nierozgarniętych pierwszoklasistów i zbyt
rozweselonych starszych uczniów. Przedział prefektów był na samym początku
pociągu, większy niż inne, ze stołem i specjalną szafą, gdzie można było
powiesić szatę, by się nie pogniotła. Stół ustawiony był tak, że usiąść było
można z trzech jego stron: w środku były dwa miejsca przeznaczone dla prefektów
naczelnych, a po bokach mogli siadać pozostali.
W środku czekał już Remus Lupin, wraz z garstką nieznanych jej osób.
Kiedy
zobaczył ją wchodzącą do przedziału, jego serce jakoś dziwnie przyspieszyło.
Tylko na chwilę, całe szczęście. Na pierwszy rzut oka widać było, że te wakacje
coś w niej zmieniły. Była jakby mniej blada niż zwykle, miała wytuszowane rzęsy
i jakiś nowy błysk w oku. Poza tym, jako mężczyzna nie mógł zignorować, że jej
figura również uległa zmianie. Zawsze była drobna i raczej zgarbiona, teraz
jednak wysmuklała, nabrała kobiecych kształtów i stała wyprostowana. Blask aż
bił.
-Cześć
Annabel – pomachał dziewczynie. – Gratuluję odznaki – powiedział, gdy na jej
piersi zobaczył przypiętą odznakę prefekt naczelnej. Jak dobrze, że to ona, a
nie ktoś inny. Praca z nią powinna być bezkonfliktowa.
-Hej
Lunatyk – uśmiechnęła się, zwracając się do niego przezwiskiem, którym dzięki
paczce Remusa posługiwała się cała szkoła. – Nawzajem.
Usiadła
obok niego u szczytu stołu, czekając, aż w przedziale zbierze się reszta
prefektów. Pociąg ruszył, więc za chwilę powinni tu być.
-Jak
minęły ci wakacje? – zagadnął.
-Całkiem
dobrze – odparła, nie wdając się w szczegóły. No tak, to dla niej typowe. Choć
wiedział, że na osobności pewnie byłaby bardziej wygadana, nie chciała mówić o
swoim życiu prywatnym w większym gronie. –A tobie?
-Były
dość… odkrywcze – powiedział, przypominając sobie, jak bardzo pragnął jej
listu, widoku, dotyku. Odnalazł w sobie pokłady jakiegoś nowego uczucia,
którego nie potrafił porównać z niczym, co znał do tej pory.
-Intrygujące
– spojrzała na niego z uśmiechem, tym samym obdarzając go przenikliwym
spojrzeniem jasnych oczu. W tej chwili jednak ostatnia, spóźniona osoba weszła
do przedziału, zamykając za sobą drzwi. Remus wstał.
-Skoro
już wszyscy tu jesteśmy – powiedział oficjalnym tonem. – Chciałbym otworzyć
pierwsze w tym roku szkolnym zebranie prefektów. Nie wszyscy się znamy, więc
może zaczniemy od przedstawienia się. Ja jestem Remus Lupin, jeden z prefektów
naczelnych i jestem z Gryffindoru.
Remus
usiadł, a Ann zrozumiała, że jako prefekt naczelna jest następna w kolejce.
-Ja
nazywam się Annabel Rose i jestem prefekt naczelną, również z Gryffindoru –
powiedziała, a po niej zrobiły to inne osoby. Kiedy już wszyscy się znali, Ann
zabrała głos.
-Dobra,
skoro już się znamy, to myślę, że najlepiej, jak zrobimy z Remusem tak, jak było
w latach poprzednich. Dziś tylko rozdzielimy dyżury na pierwsze trzy dni, a
resztę dogramy w szkole. – spojrzała pytająco na chłopaka, a ten ochoczo
potrząsnął głową.
-W
takim razie myślę, że pierwsze dwie godziny w pociągu wezmę ja i Annabel –
odezwał się gryfon. – Potem godzinę Claudia z Ray’em, następnie Victor i Louise,
Miranda z Gray’em oraz Bertie i Maggie. Po tym, jak pociąg stanie, czekamy, aż
wszyscy się załadują do powozów i sprawdzamy, czy nikt nie został.
Wszyscy
pomachali głowami na znak, że ogarniają taktykę Lupina, więc ten, zachęcony,
kontynuował.
-Dyżury
nocne trwają od 21 do 24, potem według dyrekcji uczniowie są już zbyt zmęczeni,
by wychodzić. Dzisiejszy weźmiemy my – wskazał na siebie i Annabel. – No a
potem kolejność taka, jak w pociągu: Claudia i Ray, Victor i Louise, Miranda i
Gray, Bertie i Maggie.
-Aha
i w pociągu „wartę” zmieniamy tutaj – Annabel wskazała na przedział prefektów.
– O trzynastej my zmienimy się z następną parą i tak dalej. W tym roku widzę, że
cały skład jest nowy, więc tak… - zajrzała do torebki, skąd wyciągnęła wszystko,
co dostała wraz z odznaką i miała rozdać innym. – Tutaj są klucze do łazienki
prefektów.
-Podobno
świetne miejsce dla par – wtrącił Remus, rozładowując atmosferę i z ulgą
widząc, jak Ann się śmieje.
-Jeśli
chodzi o przedział w pociągu, jest jeden klucz na parę – rozdała i te. –
Możecie tu sobie przesiadywać w czasie jazdy. Poza tym dla przypomnienia: jeśli
złapiecie kogoś na niewłaściwym zachowaniu, możecie odjąć pięć punktów dla
domu. To samo też tyczy się przy wyjątkowo dobrej postawie, ale nie wolno
rozdawać punktów w te i we w te. Dla przestrogi u dyrektora jest pergamin, na
którym automatycznie wypisują się przyznane i odjęte punkty, kto komu je odjął
i za co.
-Regulamin
omówimy na następnym spotkaniu we wtorek o osiemnastej – zaczął Remus, po czym
spojrzał na Ann, która zareagowała natychmiastowo.
-Ach
tak! – przypomniało jej się. – Jeszcze klucze do pokoju prefektów w Hogwarcie,
po jednym na parę – rozdała klucze, które wyjęła z czeluści torebki. Wszystkie
klucze, które rozdawała, skrupulatnie opisała i przewiązała wstążką w kolorze
domu właściciela klucza. – Pokój jest na pierwszym piętrze przy pomniku starego
goblina. Na dziś to chyba tyle? – spojrzała pytająco na Remusa, który
przytaknął.
-No
to spotykamy się we wtorek – uśmiechnął się.
-Cześć
– odpowiedzieli prefekci i wyszli z przedziału, a Remus zamknął drzwi.
-Nawet
nieźle nam poszło – powiedział, gdy z Ann zostali sami na dwie godziny podczas
obchodu. – Skoro mamy trochę czasu, trzeba omówić jeszcze parę spraw
organizacyjnych – powiedział. – Jeśli chodzi o pełnienie nocnych dyżurów, to w
wakacje zrobiłem rozpiskę na cały rok, więc nie musisz się tym kłopotać.
-O
rany, nie musiałeś – powiedziała. – Głupio mi teraz, że nic nie zrobiłam.
-Daj
spokój, poopisywałaś klucze i po przewlekałaś je wstążeczkami – posłał jej
nieco kpiące, lecz żartobliwe spojrzenie.
-To
bardzo ważna czynność – obruszyła się, po czym spojrzała w głąb pociągu. – Ej,
czy tam coś właśnie nie wybuchło?
Przyspieszyli
kroku, by w końcu ujrzeć tłumek uczniów zebrany wokół czegoś, co świeci, a już
na pewno wybucha. Przepchali się, widząc (bez zdziwienia jednakże) Jamesa
Pottera i Syriusza Blacka odbijających pomiędzy sobą jakieś świetliste kule.
Gdy nagle jedna z nich wybuchła osmalając ubrania Annabel, ta zirytowana
spojrzała na nich w stylu „mam nadzieję, że macie polisę na życie”. -Potter,
Black – wycedziła przez zęby. – Co ma znaczyć to zachowanie? Jest ono tak
nieregulaminowe, jak tyle się da.
-Oj
Annuś, słonko – Syriusz, na którego mówiono Łapa, spojrzał na nią słodko. –
Trzeba jakoś rozruszać tę budę.
-A
już szczególnie, jak Luniek ma obchód – wyszczerzył się James – Rogacz.
-Rozejść
się! – zawołał Lunatyk głosem nie znoszącym sprzeciwu, a tłum powoli się
przerzedził. Gdy już byli sami podjął się działania. – Wiecie, że to, że jestem
prefektem naczelnym nie oznacza, że możecie robić wszystko bezkarnie?
Zapytał,
a ci spojrzeli na niego jakby postradał zmysły.
-Że
serio? – widać Rogacz był beznadziejnie zasmucony tym faktem.
-Że
serio. Na tyle serio, ze dzięki wam jeszcze nawet nie weszliśmy do szkoły, a
Gryffindor trafi dziesięć punktów.
-Piętnaście
– zaoponowała Annabel. – No co? Ubrudziliście mi sweter.
-Ci
to się dobrali… Stary, teraz to już nie pogadasz, z nim już jak z belfrem.
Chodź Rogacz, niech sobie w duecie pofolgują swym godnym pożałowania kaprysom i
męczą innych – mruknął dowcipnie Łapa, z chłopcy się oddalili. Remus spojrzał
na Annabel jakby przepraszająco.
-Nawet
nie wyszli z pociągu a już odwalają jakieś numery. Postanowili, ze ich ostatni
rok musi być spektakularny.
-Nie
było tak źle – wzruszyła ramionami. – Dziwi mnie tylko, że Łapa zna znaczenie
słowa „folgować”.
-Chyba
ma nad łóżkiem kalendarz ze słowem dnia –zaśmiali się, po czym Lupin dodał
żartobliwym tonem: - Nie no, nie chcę źle mówić o koledze… zwłaszcza, że to
tępy pijak.
Oczywiście,
że oboje lubili Łapę, Rogacza, nawet Glizdogona, który razem z nimi i
Lunatykiem woził się po szkole. Ta czwórka zawsze wpadała w tarapaty i robiła
żarty innym, na tyle, że w szkole nazywano ich Huncwotami. Dziwne, że Remus,
który był jednym z nich, został prefektem naczelnym. Może chodziło o to, by
trochę uspokoić tych żądnych przygód młodzieńców?
Po
skończonym obchodzie Remus wrócił do przedziału, gdzie siedziała reszta
Huncwotów.
-No
wreszcie, Luniek, myślałem, że się nie doczekam – wyszczerzył się na jego widok
James.
-Ale
tych pięciu punktów to ci i tak nie odpuścimy – dodał Łapa.
Glizdogon
zaś pomachał mu niemrawo, jedząc czekoladową żabę. Wszyscy zastanawiali się,
czemu Glizdek się z nimi koleguje. Sami do końca tego nie wiedzieli. Był, po
prostu. Remus usiadł na jednym z miejsc, przyglądając się zdjęciu Merlina,
które było dołączone do żaby Petera.
-W
ogóle tak się zastanawialiśmy, że z Annabel wyglądacie całkiem ładnie –
powiedział Rogacz. – Moglibyście być taką bezlitosną prefecką parą, która
siałaby grozę w sercach nie przestrzegających regulaminu uczniaków.
-Najpierw
w twoim, Rogacz – odparł Lunatyk. – Co powiesz na minusowe punkty za uganianie
się za Lilką?
-Wtedy
pierwszy raz w historii punkty Gryffindoru podczas pucharu domów będą na
minusie – mruknął Glizdogon.
-Co
tam Lilka, wróćmy do Lunia i Ann – Łapa uśmiechnął się złowieszczo. – Przyznaj,
że wyładniała. Gdyby nie ty, sam bym się za nią wziął.
-Tylko
się kolegujemy – oznajmił dobitnie Remus. – Poza tym nie wsadzaj dupy w nie
swoje sprawy, psinko.
Syriusz
już miał mu coś odpyskować, kiedy głos zabrał James, zwracając się do Lupina:
-Właśnie,
jak podzielicie nocne dyżury? Musisz wykombinować tak, żeby ty i twój futerkowy
problem mieliście się dobrze.
-Spoczko,
w wakacje zrobiłem całą rozpiskę. Za to Ann poopisywała klucze i
poprzewiązywała wstążeczkami. Co się śmiejecie? To bardzo ważne zajęcie! Hipokryci.
-No
i jej bronisz, sam widzisz – Syriusz uznał, że zatriumfował, a Remus tylko
wywrócił oczami. – Roguś też zawsze Lilki broni, bo zakochany po uszy.
Wyciągnij konsekwencje, Luniek.
____________________________________________
Pierwszy oficjalny wpis na blogu i pierwsze opowiadanie :) Mam nadzieję, że tego nie zwalę :P
Kurcze, kocham twoje opowiadania, naprawdę kocham. Są takie proste, nie przesadzone, szybko się je czyta (a szkoda, chciałabym nad nimi dłużej posiedzieć) są wciągające, no cud, miód, orzeszki. Wgl podoba mi się ta historia, zawsze James i Lily, teraz niech Remus zaszaleje ;D
OdpowiedzUsuń