niedziela, 9 lutego 2014

Walcz do końca: rozdział 1



                Dlaczego mu jej brakowało? Przecież zobaczyli się na początku lipca, zaraz przed jej wyjazdem. A on całą resztę lata przesiedział jak na szpikach, marząc o pierwszym września. Chciał ją zobaczyć, choć nie wiedział, dlaczego. Przecież nic między nimi nie było. Zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nie zależy mu, aby być w przedziale z Jamesem, Syriuszem, ani tym bardziej Peterem. Nie zależy mu na stanowisku Prefekta Naczelnego, który to stołek pieścił w tym roku. Nie zależy mu nawet na dobrych wynikach z OWTMów. Zależy mu tylko, żeby znów usiąść naprzeciwko niej przy stole gryfonów i porozmawiać, o czymkolwiek. W te wakacje, zresztą jak w każde inne, nie wysłał do niej żadnego listu, chociaż tym razem wielokrotnie pochylał się nad pergaminem, próbując ułożyć parę zdań, które nie brzmiałyby ani zobowiązująco, ani dwuznacznie. Wszystko wydawało mu się jednak nie na miejscu. Czemu też miał taki problem?! Denerwowało go to, bo przecież nigdy nie byli dla siebie nikim więcej niż przyjaciółmi. Nawet, jakby mu na niej zależało, wiedział, że i tak im nie wyjdzie. On nie jest materiałem na partnera.
                -Remus! Zejdź już na dół, bo spóźnisz się na pociąg! – usłyszał głos ojca.
                Ostatni raz przyjrzał się zdjęciu zrobionym prawie dwa lata temu zaraz po ich sumach. Peter stał za aparatem, lecz poza nim był na nim cały ich rocznik z Gryffindoru. Znalazł ją, uśmiechającą się ciepło i machającą mu obok Lily i Dorcas. Annabel miała wtedy bardzo bladą cerę, na tle której jej jasne błękitne oczy lśniły bardziej niż zazwyczaj. Nigdy nie zapytał, dlaczego była wtedy taka blada. Zresztą w piątej klasie była również bardziej małomówna niż zwykle. Jej włosy o kolorze ciemnego, niemalże czarnego, brązu były zdecydowanie krótsze niż teraz. Zdecydowanie była też osobą, która swoje życie przeżywa wewnątrz samej siebie. Nie lubiła rozpowiadać o swoich problemach ani marzeniach, nie lubiła mówić o tym co czuje, szczególnie, jeśli nie ufała w stu procentach rozmówcy. Remus lubił z nią rozmawiać, zazwyczaj jednak były to rozmowy ściśle naukowo-intelektualne. Zawsze trzymała się z boku, pozwalając swoim przyjaciółkom grać pierwsze skrzypce, sama zaś będąc cichą opozycją dla towarzyskiej Dorcas i zaufaną powierniczką dla Lily. Kimś, kto zawsze stoi z boku i tak naprawdę nikt nie wie, jaki jest. Wiadomo było za to, że jest najinteligentniejszą dziewczyną w Hogwarcie, choć na lekcjach jej ręka nigdy nie wystrzeliwała w górę, jak ręce jego i Lily, chcących się nawzajem prześcignąć w liczbie zdobywanych punktów.
                -REMUS! – po raz kolejny dobiegł go głos taty. Zrezygnowany chłopak odłożył zdjęcie na szafkę nocną, po czym wziął swój kufer i zbiegł po schodach.
                To jest to. Pierwszy września, nareszcie.

***

                Dziewczyna założyła kosmyk ciemnych włosów za ucho, wysiadając z samochodu. Jej brat Allan zdążył już wyjąć z bagażnika jej kufer, po czym, jak rasowy gentleman, uznał, że teraz Annabel sama go sobie pociągnie.
                -Uwielbiam ten peron – powiedział, gdy przechodził razem z nią przez barierkę między peronami 9 a 10. Sam był mugolem, ale lubił przebywać na peronie 9 i 3/4, tak jak i na ulicy Pokątnej. Fascynowała go ta magia, która w takich miejscach była niemalże namacalna.
                -No to ja już pójdę. Nie mogę się spóźnić pierwszego dnia mojej kadencji – powiedziała, mając na myśli to, że w tym roku rozpoczyna piastować urząd prefekt naczelnej. Ciekawa była tylko, kto razem z nią załapał się na to stanowisko.
                -W takim razie leć, owocnej nauki – chłopak przytulił ją mocno, a ta mogła wyczuć każde jego żebro.
                -Opiekuj się mamą, okej? – powiedziała zmartwiona. – I zdaj maturę.
                -Jasne – uśmiechnął się. – No to do świąt.
                -Do świąt – mruknęła, po czym odwróciła się i weszła do pociągu. Niemalże od razu natrafiła na Lily Evans, jedną z jej przyjaciółek, czekającą w pustym przedziale na nią i Dorcas. Lily była prześliczną rudą dziewczyną o zielonych oczach w kształcie migdałów. Nie dziwne, że większość płci przeciwnej w Hogwarcie się za nią oglądało. Niewielu jednak miało odwagę zagadać, gdyż już od pierwszej klasy przylepił się do niej szkolny bożyszcze, James Potter. Większość chłopaków po prostu chciała uniknąć starcia z Potter’em, choć Lily darzyła go niewysłowionym brakiem sympatii.
                -Annabel! – ucieszyła się, od razu przytulając przyjaciółkę. – Jak dobrze cię widzieć! Ależ wyładniałaś no i… o rany! Czy to odznaka prefekt naczelnej?
                -Tak – odparła dziewczyna, dumnie wypinając pierś.
                -Należało ci się – stwierdziła z cała pewnością rudowłosa. – Drugą ma Remus.
                -Serio? – ucieszyła się. – Super, bałam się, że dostanie ją Hank Rodes ze Slytherinu. Nie potrafiłabym z nim współpracować. Choć w  sumie nie wiem, czy go nie wywalili z prefektury.
                -Daj spokój, wiadome było, że będziemy mieli w tym roku gryfońską parę prefektów naczelnych. Pasujecie do siebie. No, nie tylko po względem piastowania urzędu prefektów, ale…
                -Ale…? – Annabel uniosła cienkie, ciemne brwi, by zasygnalizować przyjaciółce, ze powinna dokończyć.
                -Ale ostatnio tak z Dorcas myślałyśmy, że byłaby z was świetna para – powiedziała zadziwiająco szybko Lily, na co Ann tylko przewróciła oczami.
                -Daj spokój Lil, ja i Remus? Niedorzeczne.
                Nie chciała się przyznać, że na piątym roku Remus przez długi czas jej się podobał, lecz wiedziała, że nie jest typem dziewczyny, którą chciałby tak popularny chłopak jak on.
                -Dobra, ja zostawiam bagaże i lecę do przedziału prefektów na spotkanie organizacyjne. Porozstawiam wszystkich po kątach i wracam – uśmiechnęła się Annabel, po czym wyszła z przedziału.
                Szła przez zaludniony pociąg, omijając nierozgarniętych pierwszoklasistów i zbyt rozweselonych starszych uczniów. Przedział prefektów był na samym początku pociągu, większy niż inne, ze stołem i specjalną szafą, gdzie można było powiesić szatę, by się nie pogniotła. Stół ustawiony był tak, że usiąść było można z trzech jego stron: w środku były dwa miejsca przeznaczone dla prefektów naczelnych, a po bokach mogli siadać pozostali.  W środku czekał już Remus Lupin, wraz z garstką nieznanych jej osób.

                Kiedy zobaczył ją wchodzącą do przedziału, jego serce jakoś dziwnie przyspieszyło. Tylko na chwilę, całe szczęście. Na pierwszy rzut oka widać było, że te wakacje coś w niej zmieniły. Była jakby mniej blada niż zwykle, miała wytuszowane rzęsy i jakiś nowy błysk w oku. Poza tym, jako mężczyzna nie mógł zignorować, że jej figura również uległa zmianie. Zawsze była drobna i raczej zgarbiona, teraz jednak wysmuklała, nabrała kobiecych kształtów i stała wyprostowana. Blask aż bił.
                -Cześć Annabel – pomachał dziewczynie. – Gratuluję odznaki – powiedział, gdy na jej piersi zobaczył przypiętą odznakę prefekt naczelnej. Jak dobrze, że to ona, a nie ktoś inny. Praca z nią powinna być bezkonfliktowa.
                -Hej Lunatyk – uśmiechnęła się, zwracając się do niego przezwiskiem, którym dzięki paczce Remusa posługiwała się cała szkoła. – Nawzajem.
                Usiadła obok niego u szczytu stołu, czekając, aż w przedziale zbierze się reszta prefektów. Pociąg ruszył, więc za chwilę powinni tu być.
                -Jak minęły ci wakacje? – zagadnął.
                -Całkiem dobrze – odparła, nie wdając się w szczegóły. No tak, to dla niej typowe. Choć wiedział, że na osobności pewnie byłaby bardziej wygadana, nie chciała mówić o swoim życiu prywatnym w większym gronie. –A tobie?
                -Były dość… odkrywcze – powiedział, przypominając sobie, jak bardzo pragnął jej listu, widoku, dotyku. Odnalazł w sobie pokłady jakiegoś nowego uczucia, którego nie potrafił porównać z niczym, co znał do tej pory.
                -Intrygujące – spojrzała na niego z uśmiechem, tym samym obdarzając go przenikliwym spojrzeniem jasnych oczu. W tej chwili jednak ostatnia, spóźniona osoba weszła do przedziału, zamykając za sobą drzwi. Remus wstał.
                -Skoro już wszyscy tu jesteśmy – powiedział oficjalnym tonem. – Chciałbym otworzyć pierwsze w tym roku szkolnym zebranie prefektów. Nie wszyscy się znamy, więc może zaczniemy od przedstawienia się. Ja jestem Remus Lupin, jeden z prefektów naczelnych i jestem z Gryffindoru.
                Remus usiadł, a Ann zrozumiała, że jako prefekt naczelna jest następna w kolejce.
                -Ja nazywam się Annabel Rose i jestem prefekt naczelną, również z Gryffindoru – powiedziała, a po niej zrobiły to inne osoby. Kiedy już wszyscy się znali, Ann zabrała głos.
                -Dobra, skoro już się znamy, to myślę, że najlepiej, jak zrobimy z Remusem tak, jak było w latach poprzednich. Dziś tylko rozdzielimy dyżury na pierwsze trzy dni, a resztę dogramy w szkole. – spojrzała pytająco na chłopaka, a ten ochoczo potrząsnął głową.
                -W takim razie myślę, że pierwsze dwie godziny w pociągu wezmę ja i Annabel – odezwał się gryfon. – Potem godzinę Claudia z Ray’em, następnie Victor i Louise, Miranda z Gray’em oraz Bertie i Maggie. Po tym, jak pociąg stanie, czekamy, aż wszyscy się załadują do powozów i sprawdzamy, czy nikt nie został.
                Wszyscy pomachali głowami na znak, że ogarniają taktykę Lupina, więc ten, zachęcony, kontynuował.
                -Dyżury nocne trwają od 21 do 24, potem według dyrekcji uczniowie są już zbyt zmęczeni, by wychodzić. Dzisiejszy weźmiemy my – wskazał na siebie i Annabel. – No a potem kolejność taka, jak w pociągu: Claudia i Ray, Victor i Louise, Miranda i Gray, Bertie i Maggie.
                -Aha i w pociągu „wartę” zmieniamy tutaj – Annabel wskazała na przedział prefektów. – O trzynastej my zmienimy się z następną parą i tak dalej. W tym roku widzę, że cały skład jest nowy, więc tak… - zajrzała do torebki, skąd wyciągnęła wszystko, co dostała wraz z odznaką i miała rozdać innym. – Tutaj są klucze do łazienki prefektów.
                -Podobno świetne miejsce dla par – wtrącił Remus, rozładowując atmosferę i z ulgą widząc, jak Ann się śmieje.
                -Jeśli chodzi o przedział w pociągu, jest jeden klucz na parę – rozdała i te. – Możecie tu sobie przesiadywać w czasie jazdy. Poza tym dla przypomnienia: jeśli złapiecie kogoś na niewłaściwym zachowaniu, możecie odjąć pięć punktów dla domu. To samo też tyczy się przy wyjątkowo dobrej postawie, ale nie wolno rozdawać punktów w te i we w te. Dla przestrogi u dyrektora jest pergamin, na którym automatycznie wypisują się przyznane i odjęte punkty, kto komu je odjął i za co.
                -Regulamin omówimy na następnym spotkaniu we wtorek o osiemnastej – zaczął Remus, po czym spojrzał na Ann, która zareagowała natychmiastowo.
                -Ach tak! – przypomniało jej się. – Jeszcze klucze do pokoju prefektów w Hogwarcie, po jednym na parę – rozdała klucze, które wyjęła z czeluści torebki. Wszystkie klucze, które rozdawała, skrupulatnie opisała i przewiązała wstążką w kolorze domu właściciela klucza. – Pokój jest na pierwszym piętrze przy pomniku starego goblina. Na dziś to chyba tyle? – spojrzała pytająco na Remusa, który przytaknął.
                -No to spotykamy się we wtorek – uśmiechnął się.
                -Cześć – odpowiedzieli prefekci i wyszli z przedziału, a Remus zamknął drzwi.
                -Nawet nieźle nam poszło – powiedział, gdy z Ann zostali sami na dwie godziny podczas obchodu. – Skoro mamy trochę czasu, trzeba omówić jeszcze parę spraw organizacyjnych – powiedział. – Jeśli chodzi o pełnienie nocnych dyżurów, to w wakacje zrobiłem rozpiskę na cały rok, więc nie musisz się tym kłopotać.
                -O rany, nie musiałeś – powiedziała. – Głupio mi teraz, że nic nie zrobiłam.
                -Daj spokój, poopisywałaś klucze i po przewlekałaś je wstążeczkami – posłał jej nieco kpiące, lecz żartobliwe spojrzenie.
                -To bardzo ważna czynność – obruszyła się, po czym spojrzała w głąb pociągu. – Ej, czy tam coś właśnie nie wybuchło?
                Przyspieszyli kroku, by w końcu ujrzeć tłumek uczniów zebrany wokół czegoś, co świeci, a już na pewno wybucha. Przepchali się, widząc (bez zdziwienia jednakże) Jamesa Pottera i Syriusza Blacka odbijających pomiędzy sobą jakieś świetliste kule. Gdy nagle jedna z nich wybuchła osmalając ubrania Annabel, ta zirytowana spojrzała na nich w stylu „mam nadzieję, że macie polisę na życie”.                        -Potter, Black – wycedziła przez zęby. – Co ma znaczyć to zachowanie? Jest ono tak nieregulaminowe, jak tyle się da.
                -Oj Annuś, słonko – Syriusz, na którego mówiono Łapa, spojrzał na nią słodko. – Trzeba jakoś rozruszać tę budę.
                -A już szczególnie, jak Luniek ma obchód – wyszczerzył się James – Rogacz.
                -Rozejść się! – zawołał Lunatyk głosem nie znoszącym sprzeciwu, a tłum powoli się przerzedził. Gdy już byli sami podjął się działania. – Wiecie, że to, że jestem prefektem naczelnym nie oznacza, że możecie robić wszystko bezkarnie?
                Zapytał, a ci spojrzeli na niego jakby postradał zmysły.
                -Że serio? – widać Rogacz był beznadziejnie zasmucony tym faktem.
                -Że serio. Na tyle serio, ze dzięki wam jeszcze nawet nie weszliśmy do szkoły, a Gryffindor trafi dziesięć punktów.
                -Piętnaście – zaoponowała Annabel. – No co? Ubrudziliście mi sweter.
                -Ci to się dobrali… Stary, teraz to już nie pogadasz, z nim już jak z belfrem. Chodź Rogacz, niech sobie w duecie pofolgują swym godnym pożałowania kaprysom i męczą innych – mruknął dowcipnie Łapa, z chłopcy się oddalili. Remus spojrzał na Annabel jakby przepraszająco.
                -Nawet nie wyszli z pociągu a już odwalają jakieś numery. Postanowili, ze ich ostatni rok musi być spektakularny.
                -Nie było tak źle – wzruszyła ramionami. – Dziwi mnie tylko, że Łapa zna znaczenie słowa „folgować”.
                -Chyba ma nad łóżkiem kalendarz ze słowem dnia –zaśmiali się, po czym Lupin dodał żartobliwym tonem: - Nie no, nie chcę źle mówić o koledze… zwłaszcza, że to tępy pijak.
                Oczywiście, że oboje lubili Łapę, Rogacza, nawet Glizdogona, który razem z nimi i Lunatykiem woził się po szkole. Ta czwórka zawsze wpadała w tarapaty i robiła żarty innym, na tyle, że w szkole nazywano ich Huncwotami. Dziwne, że Remus, który był jednym z nich, został prefektem naczelnym. Może chodziło o to, by trochę uspokoić tych żądnych przygód młodzieńców?
                Po skończonym obchodzie Remus wrócił do przedziału, gdzie siedziała reszta Huncwotów.
                -No wreszcie, Luniek, myślałem, że się nie doczekam – wyszczerzył się na jego widok James.
                -Ale tych pięciu punktów to ci i tak nie odpuścimy – dodał Łapa.
                Glizdogon zaś pomachał mu niemrawo, jedząc czekoladową żabę. Wszyscy zastanawiali się, czemu Glizdek się z nimi koleguje. Sami do końca tego nie wiedzieli. Był, po prostu. Remus usiadł na jednym z miejsc, przyglądając się zdjęciu Merlina, które było dołączone do żaby Petera.
                -W ogóle tak się zastanawialiśmy, że z Annabel wyglądacie całkiem ładnie – powiedział Rogacz. – Moglibyście być taką bezlitosną prefecką parą, która siałaby grozę w sercach nie przestrzegających regulaminu uczniaków.
                -Najpierw w twoim, Rogacz – odparł Lunatyk. – Co powiesz na minusowe punkty za uganianie się za Lilką?
                -Wtedy pierwszy raz w historii punkty Gryffindoru podczas pucharu domów będą na minusie – mruknął Glizdogon.
                -Co tam Lilka, wróćmy do Lunia i Ann – Łapa uśmiechnął się złowieszczo. – Przyznaj, że wyładniała. Gdyby nie ty, sam bym się za nią wziął.
                -Tylko się kolegujemy – oznajmił dobitnie Remus. – Poza tym nie wsadzaj dupy w nie swoje sprawy, psinko.
                Syriusz już miał mu coś odpyskować, kiedy głos zabrał James, zwracając się do Lupina:
                -Właśnie, jak podzielicie nocne dyżury? Musisz wykombinować tak, żeby ty i twój futerkowy problem mieliście się dobrze.
                -Spoczko, w wakacje zrobiłem całą rozpiskę. Za to Ann poopisywała klucze i poprzewiązywała wstążeczkami. Co się śmiejecie? To bardzo ważne zajęcie! Hipokryci.
                -No i jej bronisz, sam widzisz – Syriusz uznał, że zatriumfował, a Remus tylko wywrócił oczami. – Roguś też zawsze Lilki broni, bo zakochany po uszy. Wyciągnij konsekwencje, Luniek.
____________________________________________
Pierwszy oficjalny wpis na blogu i pierwsze opowiadanie :) Mam nadzieję, że tego nie zwalę :P

1 komentarz:

  1. Kurcze, kocham twoje opowiadania, naprawdę kocham. Są takie proste, nie przesadzone, szybko się je czyta (a szkoda, chciałabym nad nimi dłużej posiedzieć) są wciągające, no cud, miód, orzeszki. Wgl podoba mi się ta historia, zawsze James i Lily, teraz niech Remus zaszaleje ;D

    OdpowiedzUsuń