niedziela, 16 listopada 2014

Walcz do końca: Rozdział 13




            Promienie porannego słońca wpadając przez duże okno oświetlały jej ciemne włosy i nagie plecy, gdy spała odwrócona do niego tyłem. Remus właśnie się obudził i gdy tylko ją zobaczył, uśmiechnął się na wspomnienie wczorajszej nocy i tego, jaka była piękna. Najpiękniejsza. Choć tak krucha i chuda, że momentami bał się, czy nie rozpadnie się pod jego mocnym dotykiem.
            Po chwili poruszyła się odwróciła do niego twarzą. Przetarła zaspane oczy.
            -Cześć piękna – powiedział, całując ją „na dzień dobry”.
            -Hej – uśmiechnęła się. – Dawno wstałeś?
            -Przed chwilą. Jest już siódma.
            -Już? – Annabel usiadła, przytrzymując kołdrę. W końcu nadal była naga. – Muszę się jeszcze spakować przed wyjazdem.
            -Leż – powiedział i pociągnął ją za rękę tak, że znów położyła się obok niego. – Śniadanie zacznie się dopiero za półtora godziny.
            Annabel przewróciła oczami. Przytuliła się go niego, przymykając oczy.
            -Zaraz zasnę – mruknęła sennie. – Nie daj mi zasnąć.
           
            -Remus do cholery miałam nie zasypiać – Annabel podniosła się z łóżka, widząc na zegarze godzinę ósmą czterdzieści sześć i Lupina siedzącego przy stole.
            -Nie miałem serca cię budzić – wzruszył ramionami. – Zamiast tego przeszedłem się do szkolnej kuchni i skołowałem nam kawę i kanapki.
            -A chciałam się na ciebie gniewać – westchnęła, po czym zaczęła się ubierać. – No nie patrz na mnie, jestem naga!
            -Odbierasz mi całą radość życia.
            Przesiedzieli jeszcze pół godziny nad kawą w pokoju prefektów nim powzięli decyzję pójścia do dormitoriów i spakowania się na wyjazd.

            Annabel miała nadzieję wejść do sypialni najbardziej niepostrzeżenie jak to tylko możliwe, ale okazało się, że nie dość, że współlokatorki na nią niecierpliwie czekały, to jeszcze zdążyły ją obgadać wzdłuż i wszerz.
            -Gdzieś ty się po nocy włóczyła z Lunatykiem? – zapytała Dorcas, gdy tylko Ann weszła. – Spaliście razem? Zrobiliście to? Jak było? Ale ze szczegółami!
            -Rose miałaś być damą! – rzuciła Lily z nutą rezygnacji w głosie.
            -No co ty niech dziewczyna szaleje póki jest młoda. I jak? Dobry jest w łóżku?
            -Ale ja jeszcze niczego nie potwierdziłam – zaprzeczyła cicho Ann, siadając na swoim łóżku i wyjmując spod niego walizkę, by się spakować. Zaczęła wkładać do niej potrzebne rzeczy.
            -Noo ile jeszcze mamy czekać? Mów wszystko! – Dorcas była tak podekscytowana, że prędzej walnąłby w nie teraz meteor niż dałaby spokój.
            -Okej, niech wam będzie. Ale to ma zostać między nami – przestrzegła je. – Patrolowaliśmy korytarze, jak zwykle. W końcu, wiecie, zaczęlismy się całować i było tak miło, że nie chcielismy się rozstawać i poszliśmy spać do pokoju prefektów. No i… zrobiliśmy to – przymknęła oczy, mówiąc ostatnie słowa. Byłą cała czerwona na twarzy.
            -Moja mała stała się kobietą – Dorcas udała, że ze wzruszeniem wyciera łzę z policzka.
            -I jak to jest? Ten pierwszy raz? – dopytywała Lily.
            -Dziwnie – przyznała z lekkim uśmiechem. – W sumie było zabawnie. Nie wiem, czy zrobiliśmy wszystko tak, jak powinniśmy, ale kocham Remusa i nie chciałabym zrobić tego z nikim innym.
            Pod koniec mówiła już tak cicho, że przyjaciółki musiały wytężyć słuch. Im ciszej Annabel coś mówiła, tym ważniejsze to dla niej było.
            -Ale jesteście słodcy – westchnęła Lily.
            -Słodka czy nie, nie jestem damą – Ann wypomniała jej żartobliwie te słowa, a ruda uśmiechnęła się złośliwie.

            -O Lunatyk – powiedział Rogacz, gdy tylko Lupin wszedł do dormitorium. – Byłeś całą noc z Ann?
            -Mhm – potwierdził biorąc się za pakowanie.
            -Jeżeli ta kobieta nie pozbawiła cię dziewictwa, to jesteś dupa wołowa, a nie facet – Syriusz rzucił Luńkowi na pół złośliwe, na pół badawcze spojrzenie.
            -Nie macie większych zmartwień?
            -Tak w sumie to nie – wzruszył ramionami Rogacz. – To jak? Zrobiliście to?
            -Tak – potwierdził z rezygnacją Remus. I tak nie daliby mu spokoju.
            -Farciarz. Lilka się wzbrania jak żelazna dziewica – mruknął James z przekąsem.
            -Nie bierz tego do siebie Rogaś, ale może zmieniłaby zdanie, gdybyś nieco częściej się mył – powiedział złośliwie Łapa, a reszta się zaśmiała. – W każdym razie –rzekł oficjalnym tonem z dumą w głosie- Nasz Lunuś jest już mężczyzną. Powinniśmy to uczcić.
            -Nie będę pił w pociągu, jestem prefektem – zaprzeczył Lunatyk, z miejsca wiedząc, co chodzi Łapie po głowie.
            -A kto mówił o tobie? – prychnął żartobliwie Rogacz. – Więcej dla nas.
            -Ja nie jadę – przypomniał im Syriusz. – Nawet nie marzcie o mojej ognistej beze mnie.
            -W ogóle nie cenisz sobie przyjaźni – mruknął zawiedziony James.

            W drugi dzień świąt Remus szykował się na spotkanie z Annabel. Chciał wziąć ją na zimowy spacer głównymi ulicami Londynu. Wiedział, że dziewczyna raczej nie miała w zwyczaju chodzić po Oxford Street czy Trafalgar Square i nigdy nie była na London Eye, chociaż mieszkała na obrzeżach stolicy od piątego roku życia. Dziwiło go to, bo jakby sam mieszkał w Londynie, chciałby poczuć tętno tego miasta. Około 16.54 zszedł do przedpokoju, ubrał buty, kurtkę, szalik, czapkę i te inne zimowe rzeczy, po czym teleportował się wprost przed zatłoczone wejście do metra. Był zdania, że choć huk przy teleportacji jest głośny, to miejsca, w których jest dużo ludzi pozwalają na większą anonimowość i bycie niezauważonym. Wszedł na stację, odszukując właściwy peron, na którym mieli się spotkać, by o 17.05 odjechać pociągiem do centrum. Nie czekał długo, gdy zobaczył idącą w jego kierunku Ann, w swoim czarnym płaszczyku i białej wełnianej czapce, do kompletu z szalikiem. Uśmiechnął się i wyściskał ją na powitanie.
            -Cześć – uśmiechnęła się. – Jak tam święta?
            -Całkiem dobrze, chociaż mam wrażenie, że nie widzieliśmy się dwa lata, a nie dwa dni – odparł zgodnie z prawdą.
            -Co nie? – zgodziła się. – O, nasze metro – powiedziała i wsiedli do zatłoczonego pociągu, lokując się w strefie względnego bezpieczeństwa przy rurce. – Za to Allan, wyobraź sobie, ma dziewczynę. I nic mi nie napisał!
            -Serio? – zdziwił się. Miał zawsze wrażenie, że rodzeństwo o wszystkim sobie mówi i to w pierwszej kolejności.
            -Siedziała wczoraj u nas cały dzień, mega sympatyczna.
            -A ładna jakaś? – zapytał, przez co dostał od dziewczyny kuksańca w bok. – Tylko pytałem!
            -Ależ oczywiście – wzruszyła ironicznie ramionami.
            -Kwestionujesz moje czyste intencje? – zapytał, obejmując ją jedną ręką w talii.
            -Niczego nie kwestionuję, zwyczajnie wiem, że nie są tak czyste jak mówisz.
            -Teraz to jesteś nie fair – zrobił minę zbitego psa, a Ann pocałowała go w policzek.

            Spacerowali po zatłoczonym Londynie, podziwiając świąteczne dekoracje. Lampki porozwieszane na ulicach wyglądały prześlicznie, szczególnie, gdy zaczynało już zmierzchać. Annabel chwyciła dłoń Remusa, chcąc poczuć jego ciepło. Teraz faktycznie nie potrafiła zrozumieć, czemu nigdy nie chciała jeźdźić do centrum. Atmosfera była magicznie zimowa, i mogła ją poczuć nawet mimo tego, że wszyscy naokoło gdzieś się spieszyli.
            -Miałeś rację – powiedziała. – Faktycznie jest tu pięknie w święta.
            -Zawsze mam rację – wyszczerzył zęby Lunatyk.

            W końcu wieczorem Lunatyk odprowadził ją do domu, na pożegnanie całując przeciągle na klatce schodowej jej kamienicy. Ann pogłaskała jego policzek z kiełkującym zarostem.
            -Może chciałbyś wstąpić na herbatę? Allan wyszedł – uśmiechnęła się.