poniedziałek, 13 października 2014

Walcz do końca: rozdział 12

Wiem, wiem, daaawno nic nie było. Dlatego postanowiłam dziś wstawić rozdział, chociaż jeszcze nie napisałam kolejnego. No nic, idę na żywioł :P
______________________________________________


            Wraz z nadejściem grudnia cały Hogwart niemal utonął w śniegu. Bywały zimy, że w tutejszym klimacie w ogóle go nie było – tej jednak śnieg sypał wręcz zbyt obficie jak na ten region. Annabel nie lubiła ostrych zim. Straszny był z niej zmarźluch, toteż choć w szkole było ciepło, to jakby mentalnie odczuwała temperaturę na dworze, szczególnie, gdy na sklepieniu Wielkiej Sali prószył śnieg. Chodziła w ciepłych swetrach, które często nie były zgodne z regulaminowym ubiorem, ale ze względu na jej nieskazitelność prawną nauczyciele nie zwracali jej uwagi.
            -Hej – Remus właśnie przyszedł z chłopakami na śniadanie, całując ją w policzek.
            -Hej – uśmiechnęła się.
            Byli już razem ponad dwa miesiące, więc po pierwszym szoku przyjaciele przyzwyczaili się do tego, że są para i przestali zwracać na nich taką uwagę, jak na początku.
            -Zostaje ktoś na święta? – zapytał Syriusz. Jutro mieli wyjechać na Boże Narodzenie, ale Łapa nie znosił swojej rodziny, a nie chciał być piątym kołem u wozu w domu Rogacza podczas świąt.
            -Stary, mówiłem ci, że możesz spędzić je u mnie – powiedział Rogacz.
            -Gdybym chciał, to bym spędzał – prychnął z wyższoscią Łapa, a Dorcas i Lily się zaśmiały. Śmieszyła je większość rzeczy, które robili Huncwoci, szczególnie, odkad Lily i Rogacz byli parą. James wiedział, że Syriusz tylko tak mówi. Wiedział, że nie chce spędzać u niego świąt, bo pewnie czułby się nieswojo.
            -Właśnie, teraz sobie przypomniałem – zwrócił się cicho Remus do Ann. – W drugi dzień moi rodzice chcą, żebyście z Allanem do nas przyszli. No wiesz, coś zjeść, posiedzieć.
            -Dzięki – uśmiechnęła się dziewczyna. – Na pewno chętnie przyjdziemy. Twoja mama mnie kojarzy?
            -Pamięta, że raz na wakacjach przed trzecim rokiem spotkała nas w Esach i Floresach. Powinna cię w miarę kojarzyć.
            -Chcę wywrzeć dobre wrażenie – zażartowała Ann, wypinając dumnie pierś.
            -Wywrzesz najlepsze – powiedział z przekonaniem, uśmiechając się do niej i odgarniając kosmyk jej ciemnych włosów za ucho.
            -To takie słodkie… mogę już rzygać? – wtrąciła Dorcas w ich rozmowę.
            -Nie słuchaj jak nie mówią do ciebie – Ann pokazała jej „wredną gębę”.
            -W ogóle słyszeliście, że formuje się takie coś jak Zakon Feniksa? Chcą przeciwstawić się Voldemortowi. Podobno sam Dubmledore jest w Zakonie. Nie ma co, jak skończę szkołę, dołączę do nich – powiedział Syriusz, zawsze chętny do ratowania świata. – Co wy na to?
            -Też idę! Zgładzimy gnoja! – zapalił się James, unosząc pięść w triumfalnym geście.
            -Lubię wasz zapał, ale Śmierciożercy zaczęli wymordowywać szlamy – powiedziała stlumionych głosem Lily, przed którą leżał Prorok Codzienny. Próbowała ukryć swój strach, jednak wszyscy wiedzieli, jak drżą jej dłonie.
            -Kochanie – Rogacz objął ja ramieniem. – Ktokolwiek chciałby z tobą zadrzeć, najpierw musiałby zabić mnie, a ja nie zamierzam zginąć tak łatwo.
            -Jesteś najlepszy – szepnęła mu do ucha Lily, całując jego policzek.
            -Słodko… mogę już rzygać? – tym razem wtrącił te słowa Syriusz, przybijając z Dorcas piątkę.
            -Lunatyk idziemy na lekcje? – zaproponowała Annabel, widząc, że Remus już zjadł. – Pokazałbyś mi rozwiązanie tego zadania z transmy? Bo chyba się w jednym miejscu pomyliłam.
            -Nie ma sprawy – odparł chłopak, wstając i biorąc torbę.
            -Uu, gołąbeczki – zawołała za nimi Dorcas, gdy odchodzili od stołu.
            -Dorcas, robisz się nie do zniesienia – powiedziała Lily. – Zaczynasz kpić ze wszystkich związków.
            -Wiem, za długo jestem sama… - westchnęła.
            -Ej Meadowes, mam to samo – zwrócił się do niej Syriusz. – Ej czekaj! – wyglądał, jakby nad jego głową zapaliła się żaróweczka. – Ja jestem sam i ty jesteś sama, a, co tu kryć, jesteśmy najseksowniejsi w tej grupie. Spotkaj się ze mną po lekcjach, to usatysfakcjonuję cię seksualnie, co?
            -Chyba śnisz, Black – Dorcas zgromiła go spojrzeniem. – Nie przespałabym się z tobą nawet za milion lat.
            -Jeszcze będzie się prosić – mruknął Łapa do Rogacza, tak, żeby dziewczyny nie słyszały.

            Annabel i Remus zajęli swoją ławkę przy oknie w sali z transmutacji. Nikogo jeszcze nie było, więc mieli chwilę dla siebie. Ann pocałowała go lekko, lecz gdy ten chciał odwzajemnic pocałunek, odsunęła się.
            -Mówiłam serio o tym zadaniu – powiedziała, a już po chwili Lunatyk, trzymajac ją za rękę, tłumaczył jej rozwiązanie.
            -Dziś mamy nocny dyżur – wspomniał, gdy do rozpoczęcia zajęć brakowało tylko kilku minut i uczniowie zaczynali się już zbierać w klasie.
            -Wreszcie – dziewczyna naprawdę lubiła te ich dużury, szczególnie, odkąd byli razem. Chodzili powoli po zamku, w półmroku wtuleni w siebie nawzajem. Były to najlepsze chwile, jakie razem spędzali i po zakończeniu szkoły na pewno będzie jej ich brakować.
            -Witam moich uczniów! – do klasy dziarskim krokiem weszła profesor Quinn. – Nie martwcie się, to wasza ostatnia lekcja ze mną przed świętami – przez salę przetoczył się okrzyk radości. – A teraz wyciągamy karteczki.
            -Urocza kobieta – mruknął w ławce za nimi Rogacz.

***

            Po lekcjach Łapa zszedł do Pokoju Wspólnego, gdzie znalazł Dorcas. Puścił jej oczko, a dziewczyna bez słowa poszła za nim. Wiedział, że jeszcze przyjdzie z pytaniem, czy jego propozycja jest aktualna. W końcu panna Meadowes nie była typem cnotliwej grzecznej dziewczynki.
            -Słuchaj Black – powiedziała, zanim weszli do Pokoju Życzeń. – To nic nie znaczy, nasze relacje pozostają neizmienione. Jesteś zwykłymi przyjaciółmi.
            -Z bonusem – wyszczerzył się Syriusz.
            Nie mógł zaprzeczyć, że podoba mu się Dorcas. Była niezłą laską, o ognistym temperamencie, długich czarnych włosach i seksownym ciele. Miała w sobie taką iskrę, dzięki ktrórej faceci do niej lgnęli jak pszczoły do miodu, ale była bardzo wybredna. Już dawno myślał o tym, jakby to było przespać się z nią, bo choć nie była typem dziewczyny, z którą chciałby być w związku, pociągała go.
            W Pokoju Życzeń stało jedynie wielkie łóżko nakryte satynową czerwoną pościelą. Uwielbiał to miejsce. Gdy tylko przekroczyli próg, rzucił ją na łóżko, całując namiętnie. Dorcas oplotła nogami jego biodra, a jej ręce głaskały jego plecy, gdy oddawała pocałunki. Zaczął całować jej szyję, dekolt. Zdjął z niej bluzkę i wprawnym ruchem rozpiął stanik, uwalniając  za piersi dziewczyny, które niespiesznie zaczął pieścić. Już po chwili ta wiła się pod nim, a Łapa uśmiechnął się sam do siebie z satysfakcją. Był w tym najlepszy.
            Nie minęło dużo czasu, a Dorcas ściągała z niego ubrania, całując jego klatę. Dziewczyna jak marzenie – gorąca, chętna, szybko przechodzi do rzeczy i nie chce nic w zamian.

***

            -Ann, widziałaś Dorcas? – zapytała Lily, gdy Annabel szykowała się na nocny patrol.
            -Ostatni raz kiedy wróciłyśmy z obiadu i gdzieś poszła – wzruszyła ramionami, uplatając z włosów francuza.
            -Dziwne, że tak nie wraca. Ej, a może poszła się bzykać z Łapą? – zażartowała, a dziewczyny wybuchnęły śmiechem.
            -Co do bzykania. Zrobiliście to już z Jamesem? – Ann popatrzała na Lily figlarnie, a ruda się zaczerwieniła.
            -Nieee – odparła po chwili, rzucając się na łóżko. – Znaczy… chciał, ale powiedziałam mu, że nie jestem gotowa. Podobno tak powinno się robić przez pierwsze dwa razy, kiedy chłopak się do ciebie dobiera.
            -Co ty? A chcesz żeby… no wiesz?
            -No jasne, jestem dorosła, do cholery! Ale muszę być damą, żeby poznał moją wartość i bardziej mnie szanował.
            -Kto ci tak powiedział? – zapytała Annabel.
            -Ciocia – Lily wzruszyła ramionami. – Mniejsza o to. A wy z Lunatykiem?
            -Jeszcze nie…
            -To pamiętaj o zasadzie „do trzech razy sztuka”, to bardzo ważne – powiedziała Lily. – Jak oddasz mu się od razu, weźmie cię za pierwszą lepszą.
            -Będę pamiętać – uśmiechnęła się Ann, jednak nie wzięła tej rady na poważnie. Wolała chyba być sobą i okazywać uczucia na swój, może nie perfekcyjny, ale naturalny sposób. Gdy umyła zęby i już miała wychodzić, Lily jeszcze za nią krzyknęła:
            -Pamiętaj, masz być damą!
            Ann uśmiechnęła się do siebie, schodząc po schodach. Chciałaby być damą – jak każda dziewczyna. Ale czy damy muszą być zdystansowane i oziębłe?
            -Cześć – uśmiechnęła się od ucha do ucha, gdy po zejściu do Pokoju Wspólnego od razu zobaczyła czekajacego na nią Remusa. Przytuliła go na powitanie, wzięła za rękę i poszli na patrol.

            -Voldemort szuka popleczników – powiedział Lunatyk, gdy przemierzali ciemne korytarze. – Tata przysłał mi Prawdę Wyzwoloną z zeszłego tygodnia. Piszą, że Śmierciożercy, a czasem on sam, nagabują czarodziejów do przyłączenia się do nich. Nachodzą ich w własnych domach. A gdy ci odmawiają… wiadomo. Jedna avada i po sprawie.
            -Robi się coraz gorzej – Annabel wtuliła się w chłopaka.
            To prawda, nadchodziły ciężkie czasy. Voldemort zapanował już nad niemal całym Ministerstem Magii, chciał, by cały magiczny, a potem mugolski świat leżał u jego stóp a ludzie drżeli na sam dźwięk jego imienia. Jednak była jedna rzecz, której nie przewidział – że im brzydsze czasy, tym więcej koloru w środku, w człowieku. Tym ludzie bardziej pragną miłości, która zerwie ich do buntu. Tym bardziej podatni będą na radość. Będą niemal rozpaczliwie szukali uczucia, które ogrzeje ich zziębnięte dusze, całkowicie mu się poddając. Tym szybciej będą podejmowali wielkie decyzje i tym będą bardziej zaciekli, niewykluczone, że silniejsi.
            Lunatyk i Ann odczuwali brzemię tego, co miało nastąpić. Wiedzieli, że po skończeniu szkoły nie będzie im lekko, że Voldemort rośnie w siłę. Nagle Annabel przyszło do głowy coś, co spowodowało, że dawno nie czuła się tak przerażona.
            -A co, jeśli po skończeniu szkoły będą chcieli cię zwerbować? – powiedziała, jednak nie oczekiwała odpowiedzi na pytanie. – Hogwart co roku publikuje w Proroku Codziennym trójkę najbardziej obiecujacych absolwentów i daję głowę, że się w niej znajdziesz. Na pewno szukają świetnych czarodziejów, którzy by im pomogli w tym… czymkolwiek jest to, co robią.
            Martwiła się o niego. Wiedziała, że jej w tej trójce nie będzie – była prefektem naczelnym i miała dobre oceny, ale zawsze kryła się w cieniu, nie zgłaszała do odpowiedzi, nie wykazywała żadnych cech zwiazanych z szeroko pojętą „przebojowością” ani nic w tym stylu, więc też nie zaliczała się do osób „obiecujących”. Ale Remus tak. Poza tym jest wilkołakiem, większość ludzi gdyby o tym wiedziało, bałoby się go, co dla Śmierciożerców jest pewnie tylko dodatkowym plusem.
            -Nie zamartwiaj się tak – powiedział stanowczo. Wiedział, o co jej chodzi i rozumiał, ze się martwi. Szczerze mówiąc, sam ostatnio wiele o tym myślał i choć było to podejście mega narcystyczne, to jednak możliwe. Ale nie chciał, żeby Annabel wiedziała, że go też to rusza.
            Przyciągnął ją do siebie i pocałował, odchylając jej głowę w tył, tym samym niemal od razu pogłębiając pocałunek. Dziewczyna poddała się temu, przeczesując palcami jego włosy. Kolana jej zmiękły, a on, czując to, przytrzymał ją w uścisku, opierając o ścianę. Muskał jej ramiona opuszkami palców, tak, jakby chciał całować ją całym sobą. W takich chwilach czuł, jakby się przed nią obnażał, jakby oddawał jej całego siebie, wszystkie swoje komórki i atomy, w zamian przyjmując jej miłość. Nie wiedział, czy inni też to czują i nie był pewien, czy chce się dowiedzieć. Pragnął żywić się myślą, że czuje to wszystko, ponieważ dziewczyna obok jest miłością jego życia – jedyną, która kiedykolwiek była i będzie mu bliska. Był o tym bardziej niż przekonany. Annabel wyszeptała jego imię, gdy Remus zaczął całować jej szyję. Odchyliła głowę, wzdychając tak cicho, że nie przypuszczała, by mógł to usłyszeć. W końcu nie była głośną dziewczyną. To nie tak, że wstydziła się swoich uczuć albo tego, że pragnie Lupina – nie była w końcu ani pruderyjna, ani fałszywie skromna. Po prostu taka już była: cicha. Chłopak całował jej szyję, dekolt usta, a ona po prostu nie mogła uwierzyć, że ją kocha, że jej pragnie.
            Gdy zegar na wieży wybił północ, Remus się odsunął, choć Annabel ciagle zaciskała palce kurczowo ja jego ramionach. Tym razem nie chciała być kopciuszkiem.
            -Nie chcę wracać do dormitorium – powiedziała. Nie chciała, żeby odchodził, nie chciała się z nim rozstawać. Choć byli ze sobą niecałe trzy miesiące, czuła pomiędzy nimi wielką emocjonalną więź, która prawdopodobnie była już tam wcześniej, jednak udawało im się ją ukrywać.
            -Mam klucz do pokoju prefektów – wziął ją za rękę, a gdy wczytał w jej oczach niewerbalną zgodę, poszli, wtuleni w siebie, przez szkolne korytarze.
            W środku wyglądąło dokładnie tak, jak zostawili po ostatnim zebraniu prefektów we wtorek – nieumyte kubki po kawie, rozrzucone notatki, niedojedzone ciastka i krzesło, które Ray przewrócił, wygłupiając się z Claudią. Remus i Ann rozłożyli kanapę w rogu, znajdując w środku parę kocy, które posłużyły za prześcieradło, kołdrę i poduszki.
            Usiedli na łóżku obok siebie, a Lupin tak własciwie nie za bardzo wiedział, jak ma się to dego zabrać. Po chwili jednak pocałował ją delikatnie, bo to wychodziło mu całkiem nieźle. Jednak tym razem to Annabel zaczeła dyktować tempo. Usiadła mu na kolanach, przeczejuąc dłonią jego włosy, a drugą ręką trzymajac się barku chłopaka. Poczuła jego dłonie pod swoim swetrem, dotykające jej chłodnego ciała i zatrzymujące się na zapięciu stanika. Wiedziała, że Lunatyk nie zrobi nic wbrew jej woli, musiała dać mu znak.
            -Niech to szlag, nie muszę być damą – mruknęła, popychając go na łóżko.
            Podczas, gdy ten próbował rozpiąc jej stanik, Annabel z powodzeniem rozpinała guziki jego starej koszuli, którą nosił chyba od trzeciej klasy. Pomogła mu, zdejmując z siebie sweter.
            -Rany ale ty jesteś chuda – powiedział tonem tak zdziwonym, że oboje wybuchnęli śmiechem.
            -Jakby to było coś nowego – odparła i wróciła do całowania.
            -Kurczę Ann! Może gdybyś przestała mnie rozpraszać, w koncu rozpiąłbym ten cholerny stanik!
            -No wybacz – powiedziała i zastygła, śmiejąc się. – Teraz już mogę? – zapytała, gdy chłopakowi się udało.
            -Teraz jest to wręcz pożądane.

            Nie wiedziała, czy tak właśnie powinien wyglądać pierwszy raz. Nie wiedziała, czy trwało to odpowiednio długo i czy aby nie bolało jej za mało. Ale przecież choć nie odpowiedni – był ich. Jedyny w swoim rodzaju, wyjątkowy i chyba jednak wbrew wszystkiemu idealny, bo z osobą, którą się prawdziwie kocha.