poniedziałek, 28 lipca 2014

Walcz do końca: rozdział 9

Już na początku uprzedzam, że rozdział wyszedł nieco przydługawy - chciałam ująć w nim wiele rzeczy, a wydaje mi się, że rozbijanie go na 2 tylko pogorszyłoby sprawę. W każdym razie zapraszam do czytania :)
_______________________________________


            Remus wciągnął na grzbiet koszulkę, która wydawała mu się w miarę czysta i nawet jeszcze troszkę pachniała proszkiem do prania. Nie to, co James, który właśnie rozpylał dezodorant po ich dormitorium, chociaż wczoraj wieczorem się mył.
            -Rany, teraz to Lily musi cię docenić. Nawet się dla niej wykąpałeś – skitował Łapa, widząc poczynania przyjaciela. Dziś sobota, więc wszyscy wybierali się do Hogsmeade, a skoro Rogacz umówił się z Lilką, ich grono miało być nieco okrojone.
            -Zamierzam ją totalnie oczarować – odparł Rogacz. – Dziś wieczorem będzie już moja, zobaczycie.
            Był, o ile to możliwe, jeszcze bardziej pewny siebie niż zwykle. Lunatyk pokręcił z niedowierzaniem głową. Zazdrościł Rogaczowi. Jego stosunki z Ann pozostawiały ostatnio wiele do życzenia, a on nie miał pojęcia, co z tym zrobić. Czuł się bardziej bezradny niż kiedykolwiek wcześniej. Chciałby ją gdzieś zabrać, móc się razem śmiać i gadać o głupotach, może poleżeć w jakiejś wysokiej trawie i podrażnić się z jej sukienką, wyciągać twarze ku słońcu i opowiedzieć sobie nawzajem o swoich marzeniach, jak to zwykle robią zakochani w filmach. Uśmiechnął się sam do siebie i nawet na chwilkę zapomniał, co stoi mu na przeszkodzie. A, no tak, jest krwiożerczym bydlakiem, regularnie tracącym świadomość własnego „ja”. Jednak chciałby jej powiedzieć, naprawdę. Chciał, żeby wiedziała, że to wszystko, to nie jest jego wina. Jeśli go takim zaakceptuje, mógłby zaprosić ją na randkę. Wtedy najgorszą rzeczą, jaką mogłaby zrobić, to ze strachu odmówić.
            -Ej Luniek, idziesz czy będziesz się tak wpatrywał w to okno? – zaczepił do przechodzący Łapa, a Remus zaraz poszedł za chłopakami. Dziewczyny miały być w Pokoju Wspólnym, ale jak na razie, ani widu, ani słychu. – Rany, jak ja nienawidzę, jak one się tak spóźniają – narzekał Syriusz, opadając na fotel.
            Po chwili przez drzwi prowadzące do damskich dormitoriów wyszła Lily, w obcisłych dżinsach i wydekoltowanym sweterku. Rogacz, przepełniony dumą, podszedł do niej do razu i posyłając jeszcze jeden łobuzerski uśmiech kolegom, wyszedł z dziewczyną z wieży Gryffindoru.
            -Ten to ma farta – skomentował Glizdek.
            -Przestań tak gadać – odparował Remus. – Przecież jakbyś zaprosił tę piątoklasistkę z Huffelpuffu, na którą tak wybałuszasz gały, to pewnie by się zgodziła.
            -Z tym, że w życiu się nie zbiorę na odwagę – Peter był niemalże załamany. Podobała mu się niejaka Rita Puddlemore, piegowata blondynka, jednak był zbyt nieśmiały, by do niej zagadać. A szkoda, bo dziewczyna też wodziła za nim wzrokiem przy śniadaniu.
            -No wreszcie! – zawołał Łapa, gdy przyszły Dorcas i Ann. – Myślałem, że się was nie doczekam.
            -Chciałbyś – mruknęła opryskliwie Dorcas.
            Remus spojrzał na Annabel i jego serce okręciło się wokół własnej osi. Choć dziewczyna miała zwykłe proste spodnie i szarobury sweter, to i tak strasznie mu się spodobała.
            -Cześć – uśmiechnął się, gdy Ann podeszła do niego.
            -Hej – odparła.
            Szli za Syriuszem, Dorcas i Peterem, rozmawiając o działaniach politycznych przeciw wysiedlaniu goblinów w XVI wiecznej Anglii, za panowania ministra Grey’a. Choć to wydawałoby się dziwne, lubili takie rozmowy. Wymiana poglądów była dla obojga bardzo ważna, a ani Huncwoci, ani tym bardziej Lily z Dorcas, nie mieli ochoty wysłuchiwać o goblinach czy konstytucji.
            -No co ty! Lewicowcy mieli masę do powiedzenia w tych wyborach – zaoponował w pewnym momencie Lunatyk, po czym się rozkojarzył. – O, szukałem ostatnio tych żelków.
            -Jesteśmy w Miodowym Królestwie, przynajmniej tutaj zachowujcie się, jakbyście byli normalni – powiedział Syriusz, odwracając się w ich kierunku.
            -Odwal się – odparł Remus. – To, że jesteś tępy nie oznacza, że my nie możemy sobie pogadać.
            -Żebym ci nie przypomniał, kto tu jest największym debilem, Luniu – odparował Łapa. To jasne, że oboje stroili sobie żarty. – Już dostałeś tytuł super osła. Mam przypomnieć, za co? – uśmiechnął się wrednie, a Lunatyk spojrzał na niego spode łba. Chodziło oczywiście o całą tę sprawę z całowaniem Ann.
            -Dobra, tym razem wygrałeś. Ale jeszcze znajdę coś na ciebie.
            -Nie mogę się doczekać. Ej Peter, widziałeś to? – zawołał do Glizdogona, po czym odszedł w jego kierunku.
           
            -Remus… - zaczęła Annabel, gdy wracali z Hogsmeade. – Może zobaczymy się dzisiaj po kolacji? Chciałabym z tobą pogadać.
            -Jasne, nie ma sprawy – rozpromienił się chłopak. – To może od razu z Wielkiej Sali pójdziemy na błonia, co?
            -Okej – przytaknęła.
            Czuła, że musi z nim porozmawiać o tym wszystkim, co nie daje jej spać. O tym, że dla niej takie coś, jak pocałunek, ma znaczenie. Że nie wierzy, żeby był typem faceta obcałowującym wszystkie dziewczyny dla zabawy. Żeby powiedział, o co tak naprawdę chodzi. Żeby jej wyjaśnił parę spraw.
            Lily wróciła do dormitorium dopiero przed kolacją, cała rozanielona.
            -Pocałował mnie! – niemal wykrzyknęła, z wielkim uśmiechem na twarzy, niemal skacząc z radości.
            -James? – zdziwiła się Ann. – A nie mówiłaś kiedyś, że prędzej rzucisz się pod Hogwart Express niż dasz mu się choćby dotknąć?
            -Dawno i nie prawda – machnęła ręką Ruda. – Wiecie, on naprawdę się zmienił. Wydoroślał, serio. No nie patrzcie się tak! – zachichotała i rzuciła się na łóżko.
            -Zachowujesz się jak walnięta zakochana dwunastolatka – stwierdziła Dorcas. – Patrz, Ann jest na wieczór umówiona z Lunatykiem, a nie podskakuje, nie chichocze i nie podśpiewuje w kółko jego imienia.
            -Pewnie dlatego, że chcę z nim zwyczajnie pogadać – Annabel sprowadziła na ziemię obie dziewczyny, które już miały zamiar naskoczyć na nią z przesłuchaniem.
            -O czym? Coś się stało? – zapytała Lily. Widziała, że coś się dzieje. – Ostatnio oboje dziwnie się zachowujecie. Dziewczyno, weź się w garść. Kto ci pomoże, jak nie my?
            -Popieram! – wrzasnęła Dorcas, przebierając się w wygodną luźną bluzkę. – Tylko szybko, bo kolacja za 15 minut.
            -Czy wy musicie być takie dociekliwe? – westchnęła Ann. – No dobra. Jak byliśmy w Londynie…
            -Wiedziałam, że do czegoś doszło! Opowiadaj – podekscytowała się Dorcas.
            -Mówiłam wam, że zawaliło się metro. Remus wziął mnie za rękę i wyprowadził z tej całej katastrofy. Ledwo wyszliśmy, metro zawalone. I wtedy mnie pocałował – wytłumaczyła po krótce.
            -Co?! I wy to ukrywaliście? Zabiję! – powiedziała Lily, wściekajac się.
            -Daj mi skończyć – Ann pokazała jej język. – Pocałował, a potem mnie przeprosił i dodał, że to nic nie znaczyło. – dziewczyna czuła, jak do oczu podchodzą jej łzy.
            -Biedna – mruknęła Dorcas ze szczerym współczuciem. – I ty to tak w sobie dusiłaś?
            -A potem, w pociągu – ciągnęła Annabel. – Powiedział, że nie chciałby, żeby nasze kontakty uległy zmianie i, że jestem świetną przyjaciółką.
            -Kłamca! – oskarżyła Lupina Lily, przytulając Ann, która tak długo dusiła to w sobie, że teraz już na dobre się rozbeczała. – Słuchaj, Remus nie jest chłopakiem, który całuje byle kogo. James mi dzisiaj mówił, że jeśli chodzi o uczucia, Lunatyk ma jakieś zachamowania i boi się związków ale nie powiedział, dlaczego.
            -Zresztą widać, że mu się podobasz – dodała Dorcas. – Patrzy na ciebie jak w obrazek, nieważne, czy ubierzesz ładną sukienkę czy ten ochydny sweter z dzisiaj, widać, że ma cię za najpiękniejszą.
            -Odwal się od mojego swetra – powiedziała żartobliwie Ann poprzez łzy.
            -Ale serio ci mówię. Ty tego nie widzisz, ale on ewidentnie na ciebie leci, i to jak!
            -Dokładnie – dodała Lily. – Ale widocznie boi się angażować i jest emocjonalnym popaprańcem, a ty potem przez to cierpisz. No, nie płacz już, kochana. Głowa do góry. Masz – Lily podała jej jakiś niebieski materiał. – Ubierz tę bluzkę i idź tak na kolację. Zobaczy, co traci. A potem mu wszystko wygarnij.
            -Świetny pomysł – poparła ją Dorcas. – No, przebieraj się. Zaraz przemyję ci te cudne oczęta .
            Annabel nie chciała się kłócić, więc ubrała śliczną, wydekoltowaną błękitną bluzkę Lily, a Dorcas wzięła waciki i tonik i zaczęła przemywać jej oczy.
            -Jesteście najlepsze – powiedziała Ann, gdy schodziły na kolację.
            -Spróbowałabyś powiedzieć, że nie – odparła Dorcas.
            Na kolacji, istotnie, Lupin nie mógł oderwać wzroku od panny Rose. Choć zazwyczaj też przychodziło mu to z trudem, tym razem wydekoltowana bluzeczka Lily sprawiła, że wgapiał się chamsko tam, gdzie nie powinien (a kusiło!).
            -Ann, idziemy? – zapytał, gdy skończyli jeść. Dziewczyna przytaknęła i wstała z miejsca.
            -Ej Lunio, zaniedługo będzie zmierzchać – słowa Petera były nieco poza wątkiem jakiejkolwiek rozmowy przy stole. Remus machnął tylko ręką i poszedł.
            Gdy przechodzili, Lily z Dorcas pokazały Annabel uniesione kciuki i puściły oczka. Ann przewróciła oczami, wiedząc, że nie zasną, póki nie wróci i nie opowie im wszystkiego – w dodatku baaardzo szczegółowo.

            Na błoniach było stosunkowo chłodno, a spadajace liście plątały im się pod nogami przy mocniejszych podmuchach wiatru. W powietrzu czuć było jesień, która niebawem miała rozchulać się na dobre. Na szczęście wieczory były jeszcze w miarę długie, więc mieli jakieś pół godziny nim wzejdzie księżyc.
            -To o czym chciałaś pogadać? – zapytał Remus.
            -Nie wiem, jak zacząć… - wyznała. Jeszcze nigdy nie była w takiej sytuacji i zazwyczaj podobnych rozmów unikała jak ognia.
            -Hej, nie jesteś na lekcji – zażartował. – Nie musisz układać kwiecistych zdań.
            -No tak – uśmiechnęła się. – Więc wiesz, wiem, że… kurczę, już poległam na tych zdaniach.
            Chłopak się zaśmiał, a ona zaczęła nerwowo wykręcać palce.
            -Chcę wrócić do rozmowy w pociągu – wyznała wreszcie.
            Przygryzła wargę, obserwując jego reakcję. Przymknął na chwilę oczy i wydawałoby się, że westchnął na tyle cicho, by ona nie mogła tego usłyszeć. Czasem robił tak, gdy nauczyciel go pytał, a on nie znał odpowiedzi.
            -Myślałem, że to już ustaliliśmy – powiedział zrezygnowany.
            -Tak, tak, bez dwóch zdań – zgodziła się płochliwie.
Po chwilki jednak pomyślała, że robiła tak całe życie. Odsuwała samą siebie na drugi plan, byle inni byli zadowoleni, byle nie sprawiać nikomu kłopotów. Byle nikt nie musiał mówić tego, czego nie chce, nie musiał się tłumaczyć ani wyjaśniać. W tej chwili jednak zaczęła odnajdywać w sobie nowo odkryte pokłady energii, która niemal zmuszała ją, by wreszcie się postawiła.
            -Nie – powiedziała, sama dziwiąc się mocy swojego głosu. – Chcę i mam prawo wiedzieć, dlaczego podjąłęś taką decyzję – chłopak chciał jej przerwać, ale ciągnęła dalej. – Remus, może się mylę, ale zawsze wydawało mi się, że cię znam. I nigdy nie byłeś chłopakiem, który robił coś, co nie miało dla niego znaczenia. Tym bardziej nigdy nie całowałeś dziewczyny, która nic by dla ciebie nie znaczyła. Myślę, że przynajmniej zasługuję na wyjaśnienie, bo na nic więcej nie mam nadziei. Ale to jedno mi jesteś winien.
            Wbiła w niego stalowe spojrzenie. Była to chyba pierwsza chwila w jej życiu, gdy czuła się gryfonką.
            -Masz rację – przyznał cicho po chwili milczenia. – Nigdy nie robiłem nic, co nie miałoby chociaż odrobiny sensu. I… musisz wiedzieć, że to… kiedy cię pocałowałem… niech to szlag – zaklął. Nie potrafił zebrać się w sobie.
            -Hej, nie jesteś na lekcji. Nie musisz układać kwiecistych zdań – przypomniała mu Ann, papugując jego żart. Chłopak rozluźnił się, patrząc ciepło w jej oczy.
            -Chodzi mi o to, że jesteś dla mnie ważna. Nawet bardzo. Ale ja nie mogę się wiązać z żadną dziewczyną, szczególnie tak wartościową jak ty. Jest mi z tym ciężko i strasznie mi przykro, że cię to dotknęło, ale zwyczajnie nie mogę.
            -Dlaczego? – zapytała. Nie miała zamiaru odpuszczać. Chłopak milczał. – Powiesz mi czy nie?
            -Mogę wybrać drugą opcję? – spojrzał na nią niepewnie. – Serio, nie chcę o tym gadać.
            -Ale Huncwoci wiedzą – powiedziała. Była stuprocentowo pewna swoich słów, a Remus nie zaprzeczał. – To ma związek z pełnią, tak?
            Powiedziała w końcu. W jego oczach zobaczyła potwierdzenie. Wyglądał w tej chwili tak żałośnie, że cała jej niesamowita energia prysnęła. Pomimo, że wróciła do swojego zwyczajnego tonu, nadal nie odpuszczała.
            -Remus… - zaczęła cicho, delikatnie dotykając jego ramienia. – Zależy mi na tobie. Jesteś świetnym człowiekiem, wartym o wiele więcej, niż myślisz. Nie ejstem paplą, nikomu nic nie powiem. Po prostu… zawsze myślałam, że traktujesz mnie jak przyjaciółkę, a przyjaciele wiedzą o swoich problemach. Może mogłabym ci pomóc? Słuchaj, jest wiele eliksirów, które potrafią złagodzić ból przemiany i sprawić, że twoje zmysły nie będą całkowicie zamroczone, a…
            -Luniek! – ktoś wrzasnął.
            Nie dane jej było dokończyć, bo właśnie w ich stronę pędziła reszta Huncwotów.
            -Ty wiesz? – powiedział tylko zszokowany Lunatyk, a ona wzruszyła ramionami.
            -Nie jestem głupia. A to nie jest koniec świata.
            -Nie rozumiesz, ja… - chciał coś dodać, ale dopadli ich Łapa, Rogacz i Glizdogon.
            -Idioto, księżyc – powiedział Łapa, targając go za koszulkę.
            Lunatyk spojrzał z przestrachem na wschodzący księżyc. Zawsze w dzień pełni czuł się strasznie. Był blady, rozedrgany, nie potrafił się na niczym skupić. Dziś jednak żadna z tych rzeczy nie miała miejsca. Zaczął się trząść.
            -Nic nie rozumiem – wydyszał. – Nic nie czułem... – po czym krzyknął do Annabel. – UCIEKAJ!
            Zawył z bólu, gdy spod jego opuszków palców wybiły się wilcze pazury. Padł na ziemię. Annabel stała jak wryta. Od dawna podejrzewała, że Remus jest wilkołakiem. W końcu wszystko właśnie na to wskazywało: wypadki, blizny. Zawsze w dzień pełni wyglądał okropnie.
            -Uciekaj! – powtórzył James. Szarpnął ją za rękę, co dopiero obudziło ją z zamyślenia i wywołało jakąkolwiek reakcję. Obejrzała się na Rogacza, jej źrenice się rozszerzyły. Spojrzała jeszcze po raz ostatni na Remusa, przeżywajacego cierpienie związane przekształcaniem się ciała. Pobiegła do zamku, kryjąc się za frontowymi drzwiami. Spojrzała przez szparę, którą specjalnie tam zostawiła. Zobaczyła, jak dumny jeleń i wielkie czarne psisko zaganiają rozwścieczonego wilkołaka w stronę lasu. Ściagnęła brwi. Huncwoci musieli być animagami, pewnie pomagali Lunatykowi.
            Gdy zniknęli za linią drzew, poszła do łazienki. Przemyła twarz lodowatą wodą. Ręce jej drżały. Gdy trochę ochłonęła uznała, że może iść dormitorium.
            -I jak? – zapytała Lily od razu, gdy tylko Annabel weszła.
            -Właściwie to niewiele się działo – wzruszyła z ramionami. – Gdy miał mi już coś powiedzieć, przyszli Huncwoci, mówiąc, że musi gdzieś z nimi pilnie iść.
            -Oni to wszystko potrafią zepsuć – podsumowała Dorcas.

niedziela, 13 lipca 2014

Walcz do końca: rozdział 8



Patrzył uporczywie na jej zgięte w kolanach nogi, wystające zza szafy w przedziale prefektów. Annabel oparła się plecami o szybę i podkuliła nogi na siedzeniu. Jej głowa i tułów były zasłonięte, ale Remus wiedział, że coś czyta. Siedział naprzeciwko niej, próbując skupić się na podręczniku do transmutacji. W końcu nie wytrzymał.
-Ann – zagadnął, a dziewczyna się poruszyła. Pochyliła się, wystawiając głowę zza szafy. – Nie wiem, czy to dobry moment – miał na myśli niedawną śmierć i pogrzeb matki dziewczyny, które najpewniej przysłoniły w jej myślach jego samolubny pocałunek. – Ale chciałbym pogadać… o tamtym.
Dziewczyna ściągnęła brwi. Domyślała się, o co może mu chodzić, ale, nie wiadomo czemu, chciała, żeby to z siebie wydusił. Zazwyczaj nie zmuszała ludzi do czegoś, na co nie mają ochoty, choćby o nie wiadomo jak małą rzecz chodziło, ale powoli coś się w niej przełamywało. Chciała, żeby to powiedział.
-Jakim tamtym? – zapytała, jak zwykle cicho.
-No… o tym… - Remus wziął głęboki oddech. Dziwne, że komuś, kto normalnie jest totalnie elokwentny i zadziwia bystrością umysłu, trudno powiedzieć „kiedy cię pocałowałem”. – Wiesz, przed metrem. O pocałunku – powiedział w końcu, pąsowiejąc na twarzy.
Do cholery jasnej! Miał siedemnaście lat, a zachowywał się jak mała dziewczynka tłumacząca się mamie. Lunatyk, zmężniej w końcu – zganił siebie w myślach.
-Nie maiłem okazji chyba tego wystarczająco wyjaśnić – dodał, już pewniejszy siebie.
-Już powiedziałaś, że to nic nie znaczyło – te słowa jakby wyrwały się same z jej ust.
Zazwyczaj, a właściwie nigdy, nie wygadywała nikomu o nic pretensji. Zaskoczona
swoim zachowaniem wyprostowała się, znikając za szafą. Odetchnęła z ulgą, że chłopak nie widzi jej twarzy. Przymknęła oczy, przypominając sobie tę chwilę. Poczuła, jak pod powieki napływają jej łzy, całkiem zrozumiałe z powodu natężenia wydarzeń ostatnich dni. Powstrzymała je jednak szybko, by nie dać po sobie poznać, jak bardzo te słowa ją zraniły. Remus był dla niej kimś więcej niż tylko kolegą, więcej niż przyjacielem. Chciałaby, żeby on kiedyś poczuł to samo (tę nieodpartą chęć zobaczenia czyjejś twarzy, radość na widok uśmiechu drugiej osoby, pragnienie jej szczęścia i niezmierzona tęsknota nawet, gdy po prostu znika w innej sali lekcyjnej) w stosunku do niej.
            -To nie tak miało zabrzmieć – tłumaczył. – Po prostu te wszystkie emocje i adrenalina… Byłem szczęśliwy, że wyszliśmy z tego cało, ale nie chciałbym, żeby nasze kontakty uległy zmianie. Jesteś dla mnie ważna, jesteś… świetną przyjaciółką – powiedział, zadowolony z siebie, że tak ot wybrnął z sytuacji i przekonany, że dziewczyna zrozumie jego intencję. Nie chciał, by pomiędzy nimi powstała jakaś przepaść. – Ann? – zapytał, gdy po dłuższej chwili gryfonka się nie odzywała.
            -Jasne – powiedziała z lekkim uśmiechem, wychylając się zza szafy. – Też nie chcę, by coś się zmieniało – skłamała gładko, a Lunatyk uśmiechnął się dziarsko.

***

            Remus rzucił w Syriusza prezerwatywą, trafiając prosto w czoło.
            -Co, nie przydała się? – zapytał zdziwiony Łapa, chowając ją do kieszeni spodni.
            -Wiesz, niektórzy są nastawieni na duchowość drugiej osoby, a nie na seks – powiedział Rogacz rzeczowym tonem, przy czym było jasne, że stroi sobie żarty. Remus właśnie skończył się rozpakowywać i wsunął walizkę pod łóżko.
            -Doszło chociaż do czegoś? Czegokolwiek? – zapytał znów Łapa, kładąc się na łóżku z głową na rękach.
            -Pocałowałem ją – westchnął Lunatyk, siadając i chowając twarz w rękach podpartych łokciami o kolana. Łapa momentalnie zerwał się z łóżka.
            -I skąd ten przybity ton, Luniu? Pierwszą bazę zaliczyłeś – powiedział rozradowany, a Remus spojrzał na niego jakby mu pół rodziny wymordował.
            -Wyjaśnię ci to teraz bardziej skrupulatnie: byliśmy w metrze, kiedy ci Śmierciożercy zaczęli tę całą akcję z zawaleniem go. Pewnie było w Proroku. Szczerze, to trochę mniej szczęścia i prawdopodobnie byłoby po nas. I potem ją pocałowałem – dał się słyszeć gwizd podziwu Rogacza, który akurat był w łazience. Glizdek tylko się przysłuchiwał, pałaszując czekoladki. – A kiedy trochę mi się uporządkowało w głowie, odsunąłem się i powiedziałem, że to nic nie znaczyło.
            -CO? DEBIL! – wrzasnął Rogacz z kibla.
            -Chyba cię pogrzało – powiedział Łapa, patrząc na niego jak na totalnego kretyna, którym prawdopodobnie był. – Takich rzeczy nie mówi się laskom. Teraz to jej tylko w głowie namieszałeś.
            -Nie no spoko, wyjaśniliśmy to. Ustaliliśmy, że między nami okej i, że jesteśmy przyjaciółmi.
            -IDIOTA! – ponownie wydarł się Rogacz. – DUPEK! NIEDOROZWÓJ!
            -No ma rację – mruknął Syriusz, wskazując głową na drzwi kibla. – EJ ROGACZ MYŚLĘ ŻE MAMY TERAZ PEŁNE PRAWO WZIĄĆ I GO POBIĆ ZA SKOŃCZONE KRETYŃSTWO! – wrzasnął, a w tej chwili James wyszedł z toalety, już idąc z pięściami na Lunatyka.
            Po paru minutach wszyscy trzej tarmosili się na podłodze, a Glizdogon siedział, kończąc owe czekoladki.

***

            Annabel układała ubrania w szafie, kiedy dziewczynom zebrało się na przesłuchania. Położyły się u niej na łóżku, bacznie ją obserwując.
            -Jak tam z Luńkiem? – zapytała Lily.
            -A jak ma być? – odparła Ann, wkładając stanik do szuflady.
            -Doszło do czegoś? – walnęła Dorcas prosto z mostu. – No wiesz, jakieś buzi buzi czy coś.
            -Nie no co wy – zaśmiała się. – Nie doszło i nigdy nie dojdzie – powiedziała z przekonaniem.
            -Ale wy nudni jesteście – powiedziała Dorcas. – Wzięlibyście przykład z tej o, rudej takiej. Z Potterem się na sobotę umówiła.
            -Oo – zainteresowała się Ann. – No, to jest jakaś ciekawa informacja. A teraz poproszę o szczegóły: jak do tego doszło?
            Spędziły więc wieczór na snuciu optymistycznych wizji randki Lily z Rogaczem, w których zawsze pod koniec co najmniej szli do łóżka.
            Gdy Annabel wreszcie położyła się spać, długo nie mogła zasnąć. Zawsze myślała, że każdy gest, ruch – coś znaczy. Że świat jest choć trochę szczery. Ale skoro na tę szczerość nie jest zdolny nawet Remus, to, miała wrażenie, wszystko już pogrąża się w obłudzie. 
________________________________
Dodaję rozdział w przypływie motywacji i nadziei, że nie jestem jeszcze aż tak stracona dla społeczeństwa ;) Muszę wziąć się za siebie i zacząć pisać regularnie.