środa, 27 sierpnia 2014

Walcz do końca: rozdział 11



            -Nie uwierzycie! – na piątkowy obiad Syriusz przyszedł, wymachując Prorokiem Codziennym. – Ujawnił się!
            Położył gazetę na stole, a na pierwszej stronie widniał ogromny nagłówek: „Sam Wiesz Kto wychodzi na światło dzienne”. Remus i Annabel wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Jasne, że chodziło o Lorda Voldemorta. Prorok jednak wydawał się gazetą czysto komercyjną – w końcu w prasie podziemnej doniesienia o jego pseudonimie pojawiły się już w zeszłym tygodniu.
            -Słuchajcie tego – Łapa usiadł na swoim miejscu i zaczął czytać. – Wczorajszej nocy w Ministerstwie Magii dokonano zamachu na samego ministra magii Romualda Howrey’a. Nad budynkiem Ministerstwa widniał Mroczny Znak. Ciało ministra znaleziono w jego gabinecie, a na nim leżał pergamin z napisem: „Rozpoczyna się nowa era. Skłońcie głowy na dźwięk imienia Lorda Voldemorta.” – Syriusz spojrzał po przyjaciołach. – Piszą jeszcze, że w niedzielę odbędą się wybory nowego ministra.
            -Idiotyzm – prychnął Lunatyk. – Przecież ktoś, kto zabija jednego z najpotężniejszych czarodziejów w kraju, ministra magii, jest na tyle przebiegły, że pewnie już poustawiał sobie wszystkich w Ministerstwie. Howrey był świetnym czarodziejem i widocznie nie dał się przeciagnąć na jego stronę, dlatego musiał go zabić. Ale założę się, że nowy minister będzie grał na jego regułach. To tak, jakby Voldemort sam zajął stołek.
            -Ale przecież jeden człowiek nie jest w stacie podporządkować sobie rządu – zaoponowała Dorcas. – Niby jak?
            -Imperius – wyjaśniła Annabel. – Jego działania dowodzą, że to potężny czarodziej i wątpię, żeby zimperiowanie kilku osób było dla niego problemem.
            -W każdym razie nieciekawie – mruknął James, po czym zmierzwił włosy i posłał Lily jeden ze swych szarmanckich uśmiechów, unosząc figlarnie brwi. – To co Lilka, ciężkie czasu idą, może poprawimy sobie humor?
            -Chyba coś ci się pomyliło Potter – ruda zgromiła go spojrzeniem, a Dorcas dodała:
            -Mówiłaś, że wydoroślał, czy coś w tym stylu?
            -Moja dorosłość to nie twoja sprawa – odparował Rogacz, akcentując słowo „dorosłość”.

            Około osiemnastej Remus zaczął szukać czystej koszulki i bluzy, przeczesując czeluście dormitorium chłopców z roku siódmego. Dziś umówił się na randkę z Annabel, tę wyczekaną,  idealną randkę. Wszystko dokładnie zaplanował i miał nadzieję, że dziewczyna nie będzie miała nic przeciwko.
            -Na gacie Merlina co ty robisz? – wrzasnął Rogacz, gdy razem z Łapą weszli do sypialni i stanęli w drzwiach wybałuszajac oczy.
            -Chyba mi nie powiesz, że sprzątasz? – zawrtórował mu Syriusz.
            -Szuka czegoś czystego bo umówił się z Ann – wyjaśnił Peter, podczas gdy Luniek stał na środku pokoju, ostentacyjnie przekopując stertę ubrań.
            -Wiecie, przyszło mi do głowy podczas szukania…
            -…ekspedycji poszukiwawczej raczej – przerwał mu Łapa.
            -…że powinniśmy ograniczyć się z tym bajzlem. Nie żeby coś, ale znalazłem 5 par nie moich bokserek, w dodatku chyba noszonych.
            -Wreszcie znalazły się moje majtki! – ucieszył się James. – Jak dobrze. Dzięki Luniek, pogubiłem je i od tygodnia już nie miałem żadnych, żeby zmienić.
            -Teraz to jesteś ochydny. Podoba mi się to – wyszczerzył się Łapa.
            -Weź bo pomyślę, że to ja ci się podobam.
            -MAM! ZNALAZŁEM! – Lunatyk w triumfalnym geście uniósł nad głową zieloną koszulkę.
            -Czy to nie dziwne, że hogwarckie skrzaty nie sprzątają nam dormitorium? – zapytał Glizdek, a Rogacz wzruszył ramionami.
            -Na ich miejscu też bałbym się tu wejść.
            Remus przebrał się w dżinsy, ową cudownie odnalezioną koszulkę i bluzę. Ucieszył się, że jedyna rzecz, której nie gubili, leżała u niego w szafce.
            -Biorę mapę – obwieścił uroczyście.
            -Ty? Mapę? Przecież nigdy nie łamałeś prawa w pojedynkę – Syriusz spojrzał na niego niczym detektyw. – Co ty kombinujesz?
            -Wezmę ją do Hogsmeade – wyjaśnił. – Do tej kawiarni niedaleko sklepu miotlarskiego.
            -Uu, romantyk się znalazł – zakpił Łapa. – Ja tam zawsze biorę laski do Trzech Mioteł na piwo kremowe.
            -Dlatego żadnej nie masz – odparował Lunatyk. Syriusz już miał coś powiedzieć, gdy na głowie Remusa wylądował jakiś materiał.
            -Co to za szmata? – zapytał, ściagając to z siebie. Od razu poznał cienkie, srebrzyste płótno.
            -Szmata? Jak szmata to oddawaj! A chciałem być dobrym kolegą – obruszył się Rogacz.
            -Dobra, sorry, żadna szmata.
            -Znaj pańską łaskę. Może ci się przydać.
            -Dzięki – Remus włożył pelerynę niewidkę Jamesa do kieszeni bluzy, razem z mapą Huncwotów.

            Gdy schodził do Pokoju Wspólnego, czuł serce podchodzące mu do gardła. Choć znał Ann od dawna i to całkiem dobrze, stresował się tym spotkaniem. A co, jeżeli nie będzie chciała pójść? Jeżeli źle wypadnie? Jak uzna, że jednak nie jest tym, którego by chciała? Otrząsnął się, gdy zobaczył ją schodzącą ze schodów. Miała na sobie sukienkę, przez co poczuł się trochę wyjątkowo. W końcu chyba dziewczyny zakładają je tylko na specjalne okazje.
            -Cześć – przytulił ją na przywitanie.
            -Hej. Idziemy?
            -Panie przodem – powiedział, przepuszczajac ją w wyjściu z wieży Gryffindoru.
            -Gdzie idziemy? – zapytała, nie znając jego planów, na co on odpowiedział jej tym samym, czym odpowiadał jej od trzech dni:
            -Wszystko w swoim czasie.
            Dziewczyna przewróciła oczami.
            -Myślę, że już czas.
            -Za chwilę, serio. O, to tutaj. Wchodź – powiedział, odsłaniając przed nią tunel prowadzący do Miodowego Królestwa za pomnikiem garba jednookiej wiedźmy. Dziewczyna spojrzała na niego z dozą niedowierzania i niezrozumienia. – No zaufaj mi.
            Gdy Remus wszedł za nią do tunelu i zamknął drzwi, różdżka Ann już oświetlała teren.
            -Jak się domyślasz, teraz przyszła pora na wyjaśnienia – uśmiechnął się łobuzersko. – To jest przejście do Hogsmeade, zaraz do Miodowego Królestwa. Pójdziesz ze mną na kawę?
            W jego oczach błąkał się jakiś błysk ekscytacji. Annabel niemal zapomniała, że w końcu Remus to Huncwot i na pewno łamał już szkolne zasady.
            -No, panno Rose – powiedział proszącym tonem. – Złam ze mną prawo choć raz.
            -Niech ci będzie – zgodziła się w końcu, kiwiąc głową z niedowierzaniem.
            Lunatyk wziął ją za rękę i poprowadził wzdłuż tunelu. Po jakiś dziesięciu minutach byli już w piwnicy Miodowego Królestwa. Niepostrzeżenie przeszli do sklepu, a z tamtąd wyszli na ulicę. Hogsmeade wyglądało wyjątkowo nieciekawie tego dnia. Na niebie kłębiły się deszczowe chmury, ulice były opustoszałe. Wydawało się tu nawet obskurnie, choć nigdy ta wioska taka nie była. W powietrzu unosił się zapach zbliżającej burzy.
            Remus wziął Ann do kawiarni Pod Topolą. W środku miejsce to było bardzo urokliwe, choć prosto urządzone. Atmosferę tworzyły różne bibeloty, które właściciel z lubością rozkładał i rozwieszał po całej kawiarnii. Z uwagi na przybijającą pogodę, w ciepłej i przytulnej kawiarni był teraz dość duży ruch. Lunatyk i Ann zajęli stolik w kącie przy oknie. Na parapecie ustawione zostały doniczki z lawendą.
            -Witam państwa. Co podać? – podszedł do nich chłopak niedużo starszy od nich, w okularach i długich brązowych włosach spiętych w kucyk.
            Po chwili namysłu wzięli po latte i szarlotce. Remus spojrzał na Annabel. Bardzo mu się dzisiaj podobała, w tej niebieskiej sukience i rozpuszczonych włosach.
            -Ślicznie dziś wyglądasz – powiedział w końcu, a dziewczyna się zarumieniła.
            -Dzięki – mruknęła speszona, co tylko u niego zapunktowało. Podobało mu się to, że była tak nieśmiała i niewinna, a przy tym gdy całowała, czuł jakiś niezwykły ogień pochodzący z jej wnętrza. Czasami myślał, że ma dwa temperamenty – ten, który wszyscy znają i ten, który pokazuje mu, gdy go całuje.
            Siedzieli pogrążeni w rozmowie niemal do zamknięcia kawiarni, gdy już nikogo oprócz nich w niej nie było, kiedy nagle Remus spojrzał ponad jej ramieniem przez okno i jego źrenice się rozszerzyły.
            -Śmierciożercy – powiedział, a Annabel spojrzała za siebie.
            Na ulicy ludzie w czarnych pelerynach i maskach przeszukiwali budynki, miotając zaklęciami. Nad jednym z domów w oddali ukazał się Mroczny Znak. Lupin wstał i, biorąc ją za rękę, schował się za ścianą, gdzie nie mogli ich dojrzeć z ulicy. Chłopak w kucyku też ich zauważył.
            -Wyjdziecie tylnym wyjściem – powiedział, ryglując drzwi i zasuwając kotary. – Chodźcie.
            Poprowadził ich na zaplecze, gdzie były drzwi prowadzące do podwórka między domami.
            -A co z tobą? – zapytał Remus. Choć nie znał tego chłopaka, to jednak w obliczu zagrożenia miał jakiś wewnętrzny przymus jednoczenia się z ludźmi.
            -O mnie się nie martwcie, poradzę sobie – w jego głosie była jakaś niezłomna pewność, że nic mu się nie stanie. – Ale wy lepiej się ukryjcie gdzieś indziej.
            Wyszli z budynku, a Lunatyk wyjął z kieszeni bluzy pelerynę niewidkę James’a.
            -Co to?
            -Peleryna niewidka. Rogacz mi pożyczył. Chodź tu – okrył ich oboje. – Lepiej jak najszybciej dojść do zamku.
            Szli bocznymi uliczkami, starając się unikać miejsc, gdzie mogli natknąć się na Śmierciożerców. Mimo to gdy ni z tąd ni z owąd para popleczników Voldemorta wyskoczyła im przed twarzami z jakiejś bramy, Ann musiała zasłonić usta dłonią. Minęli ich może o milimetry. Jakieś 50 metrów przed Miodowym Królestwem musieli już wyjść na główną ulicę, lecz Śmierciożerców mieli za sobą. Weszli do sklepu, gdy sprzedawcy akurat nie było przy ladzie, więc spokojnie udało im się przejść do piwnicy. Ściągnęli pelerynę i weszli do tunelu.
            -Ciekawe co będzie w jutrzejszym Proroku – powiedziała cicho Annabel, a Lunatyk wzruszył ramionami.
            Szli w ciszy, dopiero na końcu tunelu przystanęli. Remus spojrzał jej w oczy.
            -Szkoda, że tak się skończyło – powiedział. – Naprawdę mi się podobało.
            -Mi też – uśmiechnęła się blado. – Było świetnie. Przed tym, jak wbili Śmierciożercy, oczywiście. Dziękuję.
            Przytuliła się do niego, a on objął ją ramionami, wdychając zapach mydła i ziół. Wtulił twarz w jej włosy, przymykając powieki.
            -Bądź ze mną – wymamrotał do jej lewego ucha.
            -Mhm – przytaknęła z uśmiechem, którego jednak nie mógł w tej chwili zobaczyć.
            -Serio? – odsunął się, chcąc widzieć jej twarz.
            -Czemu nie? – wzruszyła ramionami i znów się uśmiechnęła, po czym pocałowała go lekko w usta.
            -Ekstra – podsumował Lunatyk szczerząc zęby.
            Przyciagnął ją do siebie i pocałował, obejmując w talii. Dziewczyna wspięła się na palce i odchyliła głowę do tyłu, by było mu łatwiej. Rozchyliła usta, więc Remus pogłębił pocałunek, który stał się niemal zapalczywy. Przez zamknięte oczy widział, zdawałoby się, czyste uczucia. To wszystko, co jej teraz czule mówił – że mu zależy, że kocha, że szanuje, że jest piękna – i to, co ona mu odpowiadała. Narastało między nimi pożądanie, gdy nagle Annabel odsunęła się, biorąc wielki haust powietrza.
            -Wybacz – zaśmiała się. – Zapomniałam oddychać.
            Ze śmiechem pokiwał głową. Sprawdził jeszcze na mapie czy Filch się gdzieś w poblizu nie kręci i wrócili do swoich dormitoriów.
            -Dobranoc – powiedział, składając ostatni już dziś pocałunek na jej czole.

2 komentarze:

  1. Oho. Super, że zaczynasz pokazywać Voldemorta, jak to zaczynał dochodzić do "sławy" i jak zbierał swoich popleczników. Cieszy mnie to, że zaczynasz pokazywać te niepewne czasy (tylko szkoda, że w Hogsmeade musieli być, akurat kiedy randka Remusa i Annabel). Z drugiej strony pokazujesz też beztroskie życie i cieszę się, że w końcu są razem! Boję się, że jednak coś złego się stanie z Annabel... (Nie wiem czy opierasz się na głównej fabule, czy odlatujesz więc dlatego nie jestem pewna jej żywota).
    Czekam na następny rozdział, bo mi smaka robisz, jak mówisz co planujesz! ;D

    OdpowiedzUsuń