wtorek, 25 sierpnia 2015

Walcz do końca: rozdział 17

Kilka słów od autorki:
Wiem, dawno nic nie było, ale wracam w przypływie weny :) Sprawa jest zasadniczo jedna - są postacie, które, nie wiadomo czemu, zaczynają w naszych głowach żyć własnym życiem. Taką postacią jest dla mnie Dorcas. Włożyłam w nią dużo z siebie, przez co zaczęła wyprawiać jakieś farmazony i  byłabym ciężko chora, gdybym ich w tym opowiadaniu nie spisała. Dlatego proszę o wyrozumiałość, bo w najbliższych rozdziałach będzie sporo Dorcasowych wątków :) A teraz zapraszam na własnie przed chwilą skończony rozdział 17 :)
__________________________________________



            -Nie wierzę, że to już koniec – powiedziała Annabel, czując, jak łzy napływają jej do oczu.
            Stali, całym gryfońskim rocznikiem, przed zamkiem. Obok leżały ich kufry, klatki z sowami, wszystkie notatki i rzeczy, które przez te wszystkie lata gnieździły się w ich dormitoriach. Dla większości z nich to już ostatni raz: ostatni raz widzą szkołę, ostatni raz przekraczają jej progi, ostatni raz z niej odjeżdżają. Po wyjściu z pociągu na dworcu Kings Cross czekała już na nich tylko bezlitosna dorosłość.
            -Ej, nie płacz – zaśmiał się Lunatyk, widząc, jak Annabel ociera łzy. Choć samemu szkliły mu się oczy.
            Wszyscy byli wzruszeni, wszystkie dziewczyny płakały. Przyjaciele z innych domów przytulali się i żegnali. Każdy obiecywał, że będzie pisał i, że jeszcze się zobaczą.
            -Matko, tyle wspomnień – mruknął Rogacz mierzwiąc włosy. –Lilka, pamiętasz, jak w pierwszej klasie zarzekałaś się, że nawet kijem byś mnie nie dotknęła? – wyszczerzył się, a wszyscy wybuchli śmiechem. Teraz Rogacz i Lily stali obok siebie, a on obejmował ją ramieniem.
            -Dalej nie wiem, co poszło nie tak – westchnęła żartobliwie.
            -Nie wierzę, no nie wierzę, że to już. Minęło siedem lat, a czuję się, jakby wczoraj wkładali mi na głowę Tiarę Przydziału.
            -No, to było dopiero traumatyczne przeżycie – zażartował gorzko Łapa.
            -Ej, nie ma co płakać! Chodźcie lepiej do ostatniego szkolnego zdjęcia – powiedział Glizdek i ustawił statyw swojego starego aparatu. Włączył samowyzwalacz i pobiegł, by ustawić się do zdjęcia razem z przyjaciółmi.
            -Chodźcie! – zawołał ich ktoś z tłumu, który szedł w stronę Hogsmeade – Hogwart Express nie będzie czekał wieki!
            Po zrobieniu zdjęcia wzięli kufry i pobiegli w stronę reszty uczniów. W pociągu udało im się zająć całkiem spory przedział, a Annabel i Lunatyk nie mieli najmniejszego zamiaru udawać się na żaden obchód.
            -Powiedzieli, że wezmą wszystko na siebie – wytłumaczył Luantyk mówiąc o prefektach, którzy nie kończyli szkoły.
            -Skoro tak, to, moi drodzy, mamy pełny skład do Czarodziejskiej Butelki – wyszczerzył się Łapa. – Mam wersję siedemnaście plus, więc dzieci zatkać uszy.
            Syriusz wyjął z kufra grę – była to po prostu pusta szklana butelka, do której dołączone były dwa stosy karteczek: pytania i wyzwania. Najpierw kręciła pierwsza osoba po lewej od drzwi, a ten, na kogo wskaże butelka, musiał wybrać, czy woli odpowiadać na pytanie, czy wykonywać zadanie. Potem losował kolejną osobę. Butelka i kartki z pytaniami były tak zaczarowane, by dobierać pytania do osoby.
            -A co, jeśli nie będę chciał odpowiedzieć? – zapytał Peter, poprawiając kołnierzyk.
            -Wtedy po prostu dostaniesz nieźle po łbie od butelki – wytłumaczył Rogacz, wzruszając ramionami.
            -Wiecie, nie jestem pewna tej gry – powiedziała Dorcas, a wszyscy się zdziwili. No tak, w końcu ona zawsze była pierwsza do takich zabaw. Pamiętała, jak grała w to kiedyś z kuzynami i ta wredna butelka obnażyła wszystkie jej tajemnice. Wolała, żeby jednak to, co łączy ją z Syriuszem – czymkolwiek jest ta dziwna relacja – pozostało w tajemnicy.
            -Daj spokój, to tylko gra – przekonała ją Lily. – No to kto pierwszy? Lunio?
            Lunatyk, jako pierwsza osoba po lewej od wejścia do przedziału, zakręcił butelką. Kręciła się nienaturalnie długo i stanęła w miejscu nienaturalnie gwałtownie, jak to mają w zwyczaju Czarodziejskie Butelki.
            -Pytanie czy wyzwanie? – zapytał, patrząc na Rogacza.
            -Wyzwanie – Remus wyciągnął odpowiednią kartę, po czym przeczytał na głos:
            -Zademonstruj na Czarodziejskiej Butelce, jakiego loda byś chciał, by zrobiła ci dziewczyna.
            -Nie no ludzie, ta gra jest serio idiotczyna – zaoponował Rogacz. – Proszę was, nie zachowujmy się jak dzieci.
            -Teraz się dopiero wstydzisz? Daj spokój, będzie śmiesznie – obruszył się Łapa, na co siedząca naprzeciwko niego Dorcas obrzuciła go spojrzeniem tak lodowatym, że Dementorzy przy niej wymiękają.
            -Łapa, to serio nie jest dobry pomysł – powiedziała dobitnie.
            Syriusz wyglądał, jakby przetwarzał sobie to wszystko w myślach, aż w końcu schował grę. Wcześniej nawet nie pomyślał, że w jej trakcie sprawy między nim a Dorcas mogą wyjść na jaw.
            -Wreszcie zmądrzeliście – skwitowała Annabel. - To możemy wam powiedzieć, co wymyśliliśmy – uśmiechnęła się i ścisnęła troszkę mocniej rekę Lunatyka.
            To był jeden z ich niemych sygnałów. Nigdy ich nie ustalali między sobą, ale wydawały się dla nich oczywiste: przewrócenie oczami, ruch brwi, ściśnięcie dłoni, sprecyzowany dotyk – niby nic, ale zawsze wiedzieli, co ta druga osoba ma na myśli. Żyli, dopełniając się nawzajem, w idealnej symbiozie. Czasem wydawało się nawet, że byli zbyt dobrze dobrani. Ten zaś uścisk dłoni znaczył, by to Lunatyk zaczął mówić. I bez tego pewnie by to zrobił, wiedząc, że uzyska większy posłuch niż jego ukochana, głównie z powodu tego, że w przeciwieństwie do niej, miał zwyczaj mówienia wystarczająco głośno i wyraźnie.
            -Tak sobie ostatnio siedzieliśmy i wpadliśmy na pomysł, żebyśmy w te lato wszyscy wybrali się na tydzień na wakacje. Mogą być na przykład namioty nad wybrzeżem.
            -Przyznajcie, że chcecie uprawiać seks na plaży – zażartowała Dorcas.
            -Żeby tylko - zawtórował jej Remus. – Ale tak na serio, jesteście za?
            -Jasne – powiedziała ucieszona Lily. – Już czuję w sobie ducha biwakowania.
            -Zróbmy to po mugolsku! – niemal wykrzyknął podekscytowany Łapa. – No wiecie, gotowanie na ognisku, chodzenie po wodę, nie mycie się i takie tam.
            -Nie mycie się? – zdziwił się Peter. – Byłem pewien, że mugole się myją.
            -Nie na biwakach – stwierdził Syriusz tonem, który sugerował, że nic nie jest w stanie zmienić tego poglądu. – Jedynie kąpiele w morzu.
            -Dobra, jak chcesz to się nawet myć nie musisz, póki nie zaczniesz śmierdzieć nie obchodzi mnie to za wiele – wzruszył ramionami Rogacz.
            Jeszcze przed wyjściem z pociągu ustalili termin – im szybciej, tym lepiej – za dwa dni. Lily miała wziąć dwuosobowy namiot jej rodziców dla niej i Jamesa, Annabel starą trójkę, jeszcze z czasów, gdy będąc dziećmi jeździli z rodzicami na weekendy a ona i Allan mieścili się na jednym łóżku, zaś Glizdogon miał pożyczyć od jakiejś ciotki dwuosobowy namiot. Lunatyk miał cichą nadzieję, że uda się zrobić podmiankę i on z Ann zajmą namiot Glizdka, a jego, Dorcas i Łapę wcisną do trójki.
            Gdy pociąg stanął, zaczęli w pośpiechu zabierać swoje kufry i sprzątać rzeczy, które po drodze rozrzucili po przedziale. Dorcas właśnie chowała do torby swoją książkę, gdy Syriusz, uśmiechając się tak szarmancko, jak tylko potrafił, wziął do jednej reki jej ciężką walizkę.
            -Pomogę ci – powiedział, zakładając odgórnie, że dziewczyna będzie tym pomysłem wniebowzięta. Dorcas jednak tylko uniosła nieznacznie brwi i skinęła głową. No cóż, jak ktoś chce odwalić za nią ciężką robotę, głupio go powstrzymywać. Martwiła się, że wyobrażenie Łapy o niej i tym, co ich łączy, daleko odbiega od rzeczywistości.

            Wyszli z pociągu i po krótkim pożegnaniu na peronie każdy poszedł w swoją stronę – nie było co wylewać łez, skoro za dwa dni jadą pod namioty. Glizdogon poszedł do rodziców, po Rogacza przyjechał ojciec, Lunatyk zabrał się z Ann i jej bratem, a na Lily czekała ta jej nadęta siostrunia, której Dorcas chętnie wbiłaby widelec w gardło. Została tylko ona i Syriusz, który zamiast do Rogacza, wybierał się do rodzinnego domu po swoje ostatnie rzeczy. Pech chciał, że było to prościutko po drodze do domu Dorcas, której rodzice byli w pracy i nie mogli jej odebrać.
            -Dzięki za walizkę, już sobie poradzę – powiedziała, próbując się usamodzielnić, ale nic z tego. Łapa jak już się na coś uweźmie, to nie ma zmiłuj.
            -Daj spokój, pomogę ci. W końcu przez te siedem lat trochę rzeczy ci się w niej nazbierało – Dorcas dała za wygraną, wbijając ręce w kieszenie dżinsowej kurtki.
            Wyszli już z dworca, a biorąc pod uwagę, że do domu Łapy mieli może z pół godziny, nie opłacało im się jechać metrem. Szli więc przez przeludnione ulice Londynu, gdzie każdy gdzieś gonił i się spieszył, nie patrząc nawet na drugiego. To takie typowe dla mugoli, pomyślała Dorcas, oddawać się temu zgiełku i gonitwie, mając oczy zamknięte na cały świat.
            -Gdzie dokładnie jedziemy na to wybrzeże?
            -Chyba gdzieś niedaleko Dover, nie jestem pewna – odparła. – Ale nie mogę się już doczekać.
            -Pójdziemy na plażę, tylko ty i ja, a potem… - Syriusz rozmarzył się, posyłając jej uśmieszek i spojrzenie, które mogło znaczyć tylko jedno.
            -Nic z tego jak się nie będziesz mył – odparowała z uśmiechem. Lubiła się z nim przekomarzać i lubiła go jako przyjaciela. Nawet pomimo tych całych cyrków, które ostatnio jej wyprawiał, czuła się swobodnie w jego towarzystwie.
            -Kochana, teraz to w ogóle będzie luksus. Wyprowadzam się na swoje.
            -Serio? – zdziwiła się. Wiedziała, że ma kiepską sytuację rodzinną, ale nie spodziewała się, że zechce tak szybko się usamodzielnić, szczególnie w obecnej sytuacji politycznej.
            -Od lat zbierałem pieniądze, żeby to zrobić – wyznał. – Nie chcę mieszkać z moją matką, a nie chcę też być ciężarem dla Potterów. Idę teraz dopakować resztę swoich rzeczy, a potem od razu szukam mieszkania. Najwyżej przenocuję w Dziurawym Kotle. W każdym razie nie zamierzam tam wracać – gorycz w jego głosie sprawiła, że Dorcas momentalnie zmiękło serce.
            -Jak chcesz, możesz się zatrzymać u mnie na parę dni – zaproponowała. – Moja starsza siostra w zeszłe lato wyszła za mąż i mamy wolny pokój, rodzice na pewno nie będą mieli nic przeciwko.
            -Dzięki – wzruszył ramionami. – Wiesz, tak sobie myślałem… jak już coś znajdę, głupio będzie mieszkać samemu – spojrzał na nią przelotnie. – To jakbyś chciała, drzwi zawsze będą otwarte.
            Dorcas nie wiedziała, co powiedzieć. Nie oczekiwała od niego takich propozycji. Jasne, że chciała przenieść się na swoje i tak dalej, ale nie sądziła, że ma to nastąpić tak szybko.
            -Oczywiście bez zobowiązań – dodał szybko, błędnie odczytując jej milczenie.
            -Nie, to nie tak – powiedziała. – Po prostu nie wiem co o tym myśleć. Musiałabym pogadać z rodzicami, przespać się z tym i tak dalej.
            -Przecież mówię, że się nie spieszy. Jak na razie nie mam nawet tego mieszkania. Tylko jakbyś kiedyś chciała, to nie ma sprawy.
            -Przyznaj, że chcesz, żeby ktoś ci się do czynszu dokładał – zażartowała, a Łapa się zaśmiał.
            -Też dobry pomysł. Muszę iść się popytać o jakąś pracę i tak dalej.
            Nie podejrzewała, że Syriusz jest tak odpowiedzialny. Tymczasem on całkiem na poważnie mówił, że znajdzie pracę, zamieszka osobno i stanie się już całkiem dorosły. Podobało jej się to. Minęli już jego dom, ale uparł się, żeby odprowadzić ją aż po same drzwi, maszerując przez kolejne 15 minut.
            -Jest jeszcze jedna sprawa – powiedział, patrząc jej w oczy tak poważnie, że przez chwilę myślała, że to ktoś inny. Uniosła brwi, by zachęcić go do dalszego mówienia. – Wiem, że mieliśmy mieć układ „przyjaciele z bonusem” i tak dalej, ale..
            Dorcas przygryzła dolną wargę i niemal niesłyszalnie westchnęła. Wiedziała, że w końcu dojdzie do tej rozmowy, ale miała nadzieję, że przynajmniej dopiero za jakiś czas. Jej umysł zaczął działać na podwyższonych obrotach, podczas gdy Łapa kontynuował.
            -…wiesz, tak sobie myślałem, czy nie warto by spróbować czegoś więcej.
            -I mówisz mi to tak, ot, na spacerku? – zironizowała.
            -Nie no pomyśl o tym: ty jesteś piękna i zabawna, ja przystojny i powalający, nie ma opcji, żeby to nie zadziałało – uśmiechnął się szarmancko, a dziewczyna przewróciła oczami.
            Jeśli chodzi o zachowanie Łapy to wracamy do normy, pomyślała. Chciała z kimś byś bardziej niż czegokolwiek na świecie. Chciała mieć kogoś kto ją przytuli i powie, że wszystko będzie dobrze, pogłaszcze po głowie, pocałuje i będzie cieszył się jej szczęściem. Chciała tego niemalże desperacko i dlatego właśnie bała się z kimkolwiek związać. W obawie, że weźmie pierwszego-lepszego, któremu nie będzie potrafiła się odwzajemnić, bo nie będzie go kochała i jedyne, co zrobi, to go zrani.
            -To nie jest takie proste – powiedziała w końcu.
            -Przyznaj, że jestem spektakularnym kochankiem – zażartował Łapa, a ta się roześmiała.
            -Wiesz, że jesteś. Jesteś też zabawny, spontaniczny, inteligentny, ciągnie cię do rebelii i tak dalej – mówiąc to chciała podkreślić, że uwielbia te jego cechy. – Ale zaskoczyłeś mnie.
            -To wiesz co? Mam pomysł – byli już pod jej domem, więc stanął naprzeciwko niej, by móc patrzeć w jej oczy. – Dam ci czas. Namyśl się. Ile potrzebujesz?
            -Ja wiem? Dwa dni? Trzy? Nie mogę po prostu dać ci znać? – zapytała.
            -Nie. Musimy dokładnie określić ramy czasowe. Dwa dni?
            -Dwa dni – zgodziła się.
            -W takim razie za dwa dni od teraz – tu spojrzał na zegarek. – O godzinie 19.34 mi powiesz. Do tego czasu żadnego seksu – Dorcas spojrzała na niego trochę jak na idiotę. – Wiem, w mojej głowie brzmiało to lepiej – przyznał z nieporadnym uśmiechem. – Umowa stoi?
            -Stoi – przybili piątkę, a Łapa odwrócił się na pięcię i odszedł w swoją stronę, zostawiając ją wbitą w ziemię.
            -Mężczyźni – mruknęła tonem, jakby mówiła najgorsze przekleństwo.