-Nie uwierzycie! – na piątkowy obiad
Syriusz przyszedł, wymachując Prorokiem Codziennym. – Ujawnił się!
Położył gazetę na stole, a na
pierwszej stronie widniał ogromny nagłówek: „Sam Wiesz Kto wychodzi na światło
dzienne”. Remus i Annabel wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Jasne, że
chodziło o Lorda Voldemorta. Prorok jednak wydawał się gazetą czysto komercyjną
– w końcu w prasie podziemnej doniesienia o jego pseudonimie pojawiły się już w
zeszłym tygodniu.
-Słuchajcie tego – Łapa usiadł na
swoim miejscu i zaczął czytać. – Wczorajszej
nocy w Ministerstwie Magii dokonano zamachu na samego ministra magii Romualda
Howrey’a. Nad budynkiem Ministerstwa widniał Mroczny Znak. Ciało ministra
znaleziono w jego gabinecie, a na nim leżał pergamin z napisem: „Rozpoczyna się
nowa era. Skłońcie głowy na dźwięk imienia Lorda Voldemorta.” – Syriusz
spojrzał po przyjaciołach. – Piszą jeszcze, że w niedzielę odbędą się wybory
nowego ministra.
-Idiotyzm – prychnął Lunatyk. –
Przecież ktoś, kto zabija jednego z najpotężniejszych czarodziejów w kraju,
ministra magii, jest na tyle przebiegły, że pewnie już poustawiał sobie
wszystkich w Ministerstwie. Howrey był świetnym czarodziejem i widocznie nie
dał się przeciagnąć na jego stronę, dlatego musiał go zabić. Ale założę się, że
nowy minister będzie grał na jego regułach. To tak, jakby Voldemort sam zajął
stołek.
-Ale przecież jeden człowiek nie jest
w stacie podporządkować sobie rządu – zaoponowała Dorcas. – Niby jak?
-Imperius – wyjaśniła Annabel. –
Jego działania dowodzą, że to potężny czarodziej i wątpię, żeby zimperiowanie
kilku osób było dla niego problemem.
-W każdym razie nieciekawie – mruknął
James, po czym zmierzwił włosy i posłał Lily jeden ze swych szarmanckich
uśmiechów, unosząc figlarnie brwi. – To co Lilka, ciężkie czasu idą, może
poprawimy sobie humor?
-Chyba coś ci się pomyliło Potter –
ruda zgromiła go spojrzeniem, a Dorcas dodała:
-Mówiłaś, że wydoroślał, czy coś w
tym stylu?
-Moja dorosłość to nie twoja sprawa
– odparował Rogacz, akcentując słowo „dorosłość”.
Około osiemnastej Remus zaczął
szukać czystej koszulki i bluzy, przeczesując czeluście dormitorium chłopców z
roku siódmego. Dziś umówił się na randkę z Annabel, tę wyczekaną, idealną randkę. Wszystko dokładnie zaplanował
i miał nadzieję, że dziewczyna nie będzie miała nic przeciwko.
-Na gacie Merlina co ty robisz? –
wrzasnął Rogacz, gdy razem z Łapą weszli do sypialni i stanęli w drzwiach
wybałuszajac oczy.
-Chyba mi nie powiesz, że sprzątasz?
– zawrtórował mu Syriusz.
-Szuka czegoś czystego bo umówił się
z Ann – wyjaśnił Peter, podczas gdy Luniek stał na środku pokoju, ostentacyjnie
przekopując stertę ubrań.
-Wiecie, przyszło mi do głowy
podczas szukania…
-…ekspedycji poszukiwawczej raczej –
przerwał mu Łapa.
-…że powinniśmy ograniczyć się z tym
bajzlem. Nie żeby coś, ale znalazłem 5 par nie moich bokserek, w dodatku chyba
noszonych.
-Wreszcie znalazły się moje majtki!
– ucieszył się James. – Jak dobrze. Dzięki Luniek, pogubiłem je i od tygodnia
już nie miałem żadnych, żeby zmienić.
-Teraz to jesteś ochydny. Podoba mi
się to – wyszczerzył się Łapa.
-Weź bo pomyślę, że to ja ci się
podobam.
-MAM! ZNALAZŁEM! – Lunatyk w
triumfalnym geście uniósł nad głową zieloną koszulkę.
-Czy to nie dziwne, że hogwarckie
skrzaty nie sprzątają nam dormitorium? – zapytał Glizdek, a Rogacz wzruszył
ramionami.
-Na ich miejscu też bałbym się tu
wejść.
Remus przebrał się w dżinsy, ową
cudownie odnalezioną koszulkę i bluzę. Ucieszył się, że jedyna rzecz, której
nie gubili, leżała u niego w szafce.
-Biorę mapę – obwieścił uroczyście.
-Ty? Mapę? Przecież nigdy nie
łamałeś prawa w pojedynkę – Syriusz spojrzał na niego niczym detektyw. – Co ty
kombinujesz?
-Wezmę ją do Hogsmeade – wyjaśnił. –
Do tej kawiarni niedaleko sklepu miotlarskiego.
-Uu, romantyk się znalazł – zakpił
Łapa. – Ja tam zawsze biorę laski do Trzech Mioteł na piwo kremowe.
-Dlatego żadnej nie masz – odparował
Lunatyk. Syriusz już miał coś powiedzieć, gdy na głowie Remusa wylądował jakiś
materiał.
-Co to za szmata? – zapytał,
ściagając to z siebie. Od razu poznał cienkie, srebrzyste płótno.
-Szmata? Jak szmata to oddawaj! A
chciałem być dobrym kolegą – obruszył się Rogacz.
-Dobra, sorry, żadna szmata.
-Znaj pańską łaskę. Może ci się
przydać.
-Dzięki – Remus włożył pelerynę
niewidkę Jamesa do kieszeni bluzy, razem z mapą Huncwotów.
Gdy schodził do Pokoju Wspólnego,
czuł serce podchodzące mu do gardła. Choć znał Ann od dawna i to całkiem dobrze,
stresował się tym spotkaniem. A co, jeżeli nie będzie chciała pójść? Jeżeli źle
wypadnie? Jak uzna, że jednak nie jest tym, którego by chciała? Otrząsnął się,
gdy zobaczył ją schodzącą ze schodów. Miała na sobie sukienkę, przez co poczuł
się trochę wyjątkowo. W końcu chyba dziewczyny zakładają je tylko na specjalne
okazje.
-Cześć – przytulił ją na
przywitanie.
-Hej. Idziemy?
-Panie
przodem – powiedział, przepuszczajac ją w wyjściu z wieży Gryffindoru.
-Gdzie idziemy? – zapytała, nie
znając jego planów, na co on odpowiedział jej tym samym, czym odpowiadał jej od
trzech dni:
-Wszystko w swoim czasie.
Dziewczyna przewróciła oczami.
-Myślę, że już czas.
-Za chwilę, serio. O, to tutaj.
Wchodź – powiedział, odsłaniając przed nią tunel prowadzący do Miodowego
Królestwa za pomnikiem garba jednookiej wiedźmy. Dziewczyna spojrzała na niego
z dozą niedowierzania i niezrozumienia. – No zaufaj mi.
Gdy Remus wszedł za nią do tunelu i
zamknął drzwi, różdżka Ann już oświetlała teren.
-Jak się domyślasz, teraz przyszła
pora na wyjaśnienia – uśmiechnął się łobuzersko. – To jest przejście do
Hogsmeade, zaraz do Miodowego Królestwa. Pójdziesz ze mną na kawę?
W jego oczach błąkał się jakiś błysk
ekscytacji. Annabel niemal zapomniała, że w końcu Remus to Huncwot i na pewno
łamał już szkolne zasady.
-No, panno Rose – powiedział
proszącym tonem. – Złam ze mną prawo choć raz.
-Niech ci będzie – zgodziła się w
końcu, kiwiąc głową z niedowierzaniem.
Lunatyk wziął ją za rękę i
poprowadził wzdłuż tunelu. Po jakiś dziesięciu minutach byli już w piwnicy
Miodowego Królestwa. Niepostrzeżenie przeszli do sklepu, a z tamtąd wyszli na
ulicę. Hogsmeade wyglądało wyjątkowo nieciekawie tego dnia. Na niebie kłębiły
się deszczowe chmury, ulice były opustoszałe. Wydawało się tu nawet obskurnie,
choć nigdy ta wioska taka nie była. W powietrzu unosił się zapach zbliżającej
burzy.
Remus wziął Ann do kawiarni Pod
Topolą. W środku miejsce to było bardzo urokliwe, choć prosto urządzone.
Atmosferę tworzyły różne bibeloty, które właściciel z lubością rozkładał i
rozwieszał po całej kawiarnii. Z uwagi na przybijającą pogodę, w ciepłej i
przytulnej kawiarni był teraz dość duży ruch. Lunatyk i Ann zajęli stolik w kącie
przy oknie. Na parapecie ustawione zostały doniczki z lawendą.
-Witam państwa. Co podać? – podszedł
do nich chłopak niedużo starszy od nich, w okularach i długich brązowych
włosach spiętych w kucyk.
Po chwili namysłu wzięli po latte i
szarlotce. Remus spojrzał na Annabel. Bardzo mu się dzisiaj podobała, w tej
niebieskiej sukience i rozpuszczonych włosach.
-Ślicznie dziś wyglądasz –
powiedział w końcu, a dziewczyna się zarumieniła.
-Dzięki – mruknęła speszona, co
tylko u niego zapunktowało. Podobało mu się to, że była tak nieśmiała i
niewinna, a przy tym gdy całowała, czuł jakiś niezwykły ogień pochodzący z jej
wnętrza. Czasami myślał, że ma dwa temperamenty – ten, który wszyscy znają i
ten, który pokazuje mu, gdy go całuje.
Siedzieli pogrążeni w rozmowie
niemal do zamknięcia kawiarni, gdy już nikogo oprócz nich w niej nie było,
kiedy nagle Remus spojrzał ponad jej ramieniem przez okno i jego źrenice się
rozszerzyły.
-Śmierciożercy – powiedział, a
Annabel spojrzała za siebie.
Na ulicy ludzie w czarnych
pelerynach i maskach przeszukiwali budynki, miotając zaklęciami. Nad jednym z
domów w oddali ukazał się Mroczny Znak. Lupin wstał i, biorąc ją za rękę,
schował się za ścianą, gdzie nie mogli ich dojrzeć z ulicy. Chłopak w kucyku
też ich zauważył.
-Wyjdziecie tylnym wyjściem –
powiedział, ryglując drzwi i zasuwając kotary. – Chodźcie.
Poprowadził ich na zaplecze, gdzie
były drzwi prowadzące do podwórka między domami.
-A co z tobą? – zapytał Remus. Choć
nie znał tego chłopaka, to jednak w obliczu zagrożenia miał jakiś wewnętrzny
przymus jednoczenia się z ludźmi.
-O mnie się nie martwcie, poradzę
sobie – w jego głosie była jakaś niezłomna pewność, że nic mu się nie stanie. –
Ale wy lepiej się ukryjcie gdzieś indziej.
Wyszli z budynku, a Lunatyk wyjął z
kieszeni bluzy pelerynę niewidkę James’a.
-Co to?
-Peleryna niewidka. Rogacz mi
pożyczył. Chodź tu – okrył ich oboje. – Lepiej jak najszybciej dojść do zamku.
Szli bocznymi uliczkami, starając
się unikać miejsc, gdzie mogli natknąć się na Śmierciożerców. Mimo to gdy ni z
tąd ni z owąd para popleczników Voldemorta wyskoczyła im przed twarzami z
jakiejś bramy, Ann musiała zasłonić usta dłonią. Minęli ich może o milimetry. Jakieś
50 metrów przed Miodowym Królestwem musieli już wyjść na główną ulicę, lecz
Śmierciożerców mieli za sobą. Weszli do sklepu, gdy sprzedawcy akurat nie było przy
ladzie, więc spokojnie udało im się przejść do piwnicy. Ściągnęli pelerynę i
weszli do tunelu.
-Ciekawe co będzie w jutrzejszym
Proroku – powiedziała cicho Annabel, a Lunatyk wzruszył ramionami.
Szli w ciszy, dopiero na końcu
tunelu przystanęli. Remus spojrzał jej w oczy.
-Szkoda, że tak się skończyło –
powiedział. – Naprawdę mi się podobało.
-Mi też – uśmiechnęła się blado. –
Było świetnie. Przed tym, jak wbili Śmierciożercy, oczywiście. Dziękuję.
Przytuliła się do niego, a on objął
ją ramionami, wdychając zapach mydła i ziół. Wtulił twarz w jej włosy,
przymykając powieki.
-Bądź ze mną – wymamrotał do jej
lewego ucha.
-Mhm – przytaknęła z uśmiechem,
którego jednak nie mógł w tej chwili zobaczyć.
-Serio? – odsunął się, chcąc widzieć
jej twarz.
-Czemu nie? – wzruszyła ramionami i znów
się uśmiechnęła, po czym pocałowała go lekko w usta.
-Ekstra – podsumował Lunatyk
szczerząc zęby.
Przyciagnął ją do siebie i
pocałował, obejmując w talii. Dziewczyna wspięła się na palce i odchyliła głowę
do tyłu, by było mu łatwiej. Rozchyliła usta, więc Remus pogłębił pocałunek,
który stał się niemal zapalczywy. Przez zamknięte oczy widział, zdawałoby się,
czyste uczucia. To wszystko, co jej teraz czule mówił – że mu zależy, że kocha,
że szanuje, że jest piękna – i to, co ona mu odpowiadała. Narastało między nimi
pożądanie, gdy nagle Annabel odsunęła się, biorąc wielki haust powietrza.
-Wybacz – zaśmiała się. –
Zapomniałam oddychać.
Ze śmiechem pokiwał głową. Sprawdził
jeszcze na mapie czy Filch się gdzieś w poblizu nie kręci i wrócili do swoich
dormitoriów.
-Dobranoc – powiedział, składając
ostatni już dziś pocałunek na jej czole.