Promienie porannego słońca wpadając
przez duże okno oświetlały jej ciemne włosy i nagie plecy, gdy spała odwrócona
do niego tyłem. Remus właśnie się obudził i gdy tylko ją zobaczył, uśmiechnął
się na wspomnienie wczorajszej nocy i tego, jaka była piękna. Najpiękniejsza.
Choć tak krucha i chuda, że momentami bał się, czy nie rozpadnie się pod jego
mocnym dotykiem.
Po chwili poruszyła się odwróciła do
niego twarzą. Przetarła zaspane oczy.
-Cześć piękna – powiedział, całując
ją „na dzień dobry”.
-Hej – uśmiechnęła się. – Dawno
wstałeś?
-Przed chwilą. Jest już siódma.
-Już? – Annabel usiadła,
przytrzymując kołdrę. W końcu nadal była naga. – Muszę się jeszcze spakować
przed wyjazdem.
-Leż – powiedział i pociągnął ją za
rękę tak, że znów położyła się obok niego. – Śniadanie zacznie się dopiero za
półtora godziny.
Annabel przewróciła oczami. Przytuliła
się go niego, przymykając oczy.
-Zaraz zasnę – mruknęła sennie. –
Nie daj mi zasnąć.
-Remus do cholery miałam nie
zasypiać – Annabel podniosła się z łóżka, widząc na zegarze godzinę ósmą
czterdzieści sześć i Lupina siedzącego przy stole.
-Nie miałem serca cię budzić –
wzruszył ramionami. – Zamiast tego przeszedłem się do szkolnej kuchni i
skołowałem nam kawę i kanapki.
-A chciałam się na ciebie gniewać –
westchnęła, po czym zaczęła się ubierać. – No nie patrz na mnie, jestem naga!
-Odbierasz mi całą radość życia.
Przesiedzieli jeszcze pół godziny
nad kawą w pokoju prefektów nim powzięli decyzję pójścia do dormitoriów i
spakowania się na wyjazd.
Annabel miała nadzieję wejść do
sypialni najbardziej niepostrzeżenie jak to tylko możliwe, ale okazało się, że
nie dość, że współlokatorki na nią niecierpliwie czekały, to jeszcze zdążyły
ją obgadać wzdłuż i wszerz.
-Gdzieś ty się po nocy włóczyła z
Lunatykiem? – zapytała Dorcas, gdy tylko Ann weszła. – Spaliście razem?
Zrobiliście to? Jak było? Ale ze szczegółami!
-Rose miałaś być damą! – rzuciła
Lily z nutą rezygnacji w głosie.
-No co ty niech dziewczyna szaleje
póki jest młoda. I jak? Dobry jest w łóżku?
-Ale ja jeszcze niczego nie
potwierdziłam – zaprzeczyła cicho Ann, siadając na swoim łóżku i wyjmując spod
niego walizkę, by się spakować. Zaczęła wkładać do niej potrzebne rzeczy.
-Noo ile jeszcze mamy czekać? Mów
wszystko! – Dorcas była tak podekscytowana, że prędzej walnąłby w nie teraz
meteor niż dałaby spokój.
-Okej, niech wam będzie. Ale to ma
zostać między nami – przestrzegła je. – Patrolowaliśmy korytarze, jak zwykle. W
końcu, wiecie, zaczęlismy się całować i było tak miło, że nie chcielismy się
rozstawać i poszliśmy spać do pokoju prefektów. No i… zrobiliśmy to – przymknęła
oczy, mówiąc ostatnie słowa. Byłą cała czerwona na twarzy.
-Moja mała stała się kobietą –
Dorcas udała, że ze wzruszeniem wyciera łzę z policzka.
-I jak to jest? Ten pierwszy raz? –
dopytywała Lily.
-Dziwnie – przyznała z lekkim
uśmiechem. – W sumie było zabawnie. Nie wiem, czy zrobiliśmy wszystko tak, jak
powinniśmy, ale kocham Remusa i nie chciałabym zrobić tego z nikim innym.
Pod koniec mówiła już tak cicho, że
przyjaciółki musiały wytężyć słuch. Im ciszej Annabel coś mówiła, tym
ważniejsze to dla niej było.
-Ale jesteście słodcy – westchnęła
Lily.
-Słodka czy nie, nie jestem damą –
Ann wypomniała jej żartobliwie te słowa, a ruda uśmiechnęła się złośliwie.
-O Lunatyk – powiedział Rogacz, gdy
tylko Lupin wszedł do dormitorium. – Byłeś całą noc z Ann?
-Mhm – potwierdził biorąc się za
pakowanie.
-Jeżeli ta kobieta nie pozbawiła cię
dziewictwa, to jesteś dupa wołowa, a nie facet – Syriusz rzucił Luńkowi na pół
złośliwe, na pół badawcze spojrzenie.
-Nie macie większych zmartwień?
-Tak w sumie to nie – wzruszył ramionami
Rogacz. – To jak? Zrobiliście to?
-Tak – potwierdził z rezygnacją
Remus. I tak nie daliby mu spokoju.
-Farciarz. Lilka się wzbrania jak żelazna
dziewica – mruknął James z przekąsem.
-Nie bierz tego do siebie Rogaś, ale
może zmieniłaby zdanie, gdybyś nieco częściej się mył – powiedział złośliwie
Łapa, a reszta się zaśmiała. – W każdym razie –rzekł oficjalnym tonem z dumą w
głosie- Nasz Lunuś jest już mężczyzną. Powinniśmy to uczcić.
-Nie będę pił w pociągu, jestem
prefektem – zaprzeczył Lunatyk, z miejsca wiedząc, co chodzi Łapie po głowie.
-A kto mówił o tobie? – prychnął
żartobliwie Rogacz. – Więcej dla nas.
-Ja nie jadę – przypomniał im
Syriusz. – Nawet nie marzcie o mojej ognistej beze mnie.
-W ogóle nie cenisz sobie przyjaźni
– mruknął zawiedziony James.
W drugi dzień świąt Remus szykował
się na spotkanie z Annabel. Chciał wziąć ją na zimowy spacer głównymi ulicami
Londynu. Wiedział, że dziewczyna raczej nie miała w zwyczaju chodzić po Oxford
Street czy Trafalgar Square i nigdy nie była na London Eye, chociaż mieszkała
na obrzeżach stolicy od piątego roku życia. Dziwiło go to, bo jakby sam
mieszkał w Londynie, chciałby poczuć tętno tego miasta. Około 16.54 zszedł do
przedpokoju, ubrał buty, kurtkę, szalik, czapkę i te inne zimowe rzeczy, po
czym teleportował się wprost przed zatłoczone wejście do metra. Był zdania, że
choć huk przy teleportacji jest głośny, to miejsca, w których jest dużo ludzi
pozwalają na większą anonimowość i bycie niezauważonym. Wszedł na stację,
odszukując właściwy peron, na którym mieli się spotkać, by o 17.05 odjechać pociągiem
do centrum. Nie czekał długo, gdy zobaczył idącą w jego kierunku Ann, w swoim
czarnym płaszczyku i białej wełnianej czapce, do kompletu z szalikiem.
Uśmiechnął się i wyściskał ją na powitanie.
-Cześć – uśmiechnęła się. – Jak tam
święta?
-Całkiem dobrze, chociaż mam
wrażenie, że nie widzieliśmy się dwa lata, a nie dwa dni – odparł zgodnie z
prawdą.
-Co nie? – zgodziła się. – O, nasze
metro – powiedziała i wsiedli do zatłoczonego pociągu, lokując się w strefie
względnego bezpieczeństwa przy rurce. – Za to Allan, wyobraź sobie, ma
dziewczynę. I nic mi nie napisał!
-Serio? – zdziwił się. Miał zawsze
wrażenie, że rodzeństwo o wszystkim sobie mówi i to w pierwszej kolejności.
-Siedziała wczoraj u nas cały dzień,
mega sympatyczna.
-A ładna jakaś? – zapytał, przez co
dostał od dziewczyny kuksańca w bok. – Tylko pytałem!
-Ależ oczywiście – wzruszyła
ironicznie ramionami.
-Kwestionujesz moje czyste intencje?
– zapytał, obejmując ją jedną ręką w talii.
-Niczego nie kwestionuję, zwyczajnie
wiem, że nie są tak czyste jak mówisz.
-Teraz to jesteś nie fair – zrobił
minę zbitego psa, a Ann pocałowała go w policzek.
Spacerowali po zatłoczonym Londynie, podziwiając świąteczne dekoracje. Lampki porozwieszane na ulicach wyglądały prześlicznie, szczególnie, gdy zaczynało już zmierzchać. Annabel chwyciła dłoń Remusa, chcąc poczuć jego ciepło. Teraz faktycznie nie potrafiła zrozumieć, czemu nigdy nie chciała jeźdźić do centrum. Atmosfera była magicznie zimowa, i mogła ją poczuć nawet mimo tego, że wszyscy naokoło gdzieś się spieszyli.
-Miałeś rację – powiedziała. –
Faktycznie jest tu pięknie w święta.
-Zawsze mam rację – wyszczerzył zęby
Lunatyk.
W końcu wieczorem Lunatyk
odprowadził ją do domu, na pożegnanie całując przeciągle na klatce schodowej
jej kamienicy. Ann pogłaskała jego policzek z kiełkującym zarostem.
-Może chciałbyś wstąpić na herbatę?
Allan wyszedł – uśmiechnęła się.